Miejsce Błogosławionego Augustyna w Cerkwi Prawosławnej

  • Autor: O. Seraphim Rose
  • Tłumacz: Marek Dądela
  • polski
  • A5
Miejsce Błogosławionego Augustyna w Cerkwi Prawosławnej
  1. Przedmowa i wstęp
  2. Miejsce błogosławionego Augustyna w Cerkwi Prawosławnej
  3. Spory wokół łaski i wolnej woli
  4. Doktryna predestynacji
  5. Opinie w V wieku w Galii
  6. Opinie w VI wieku na wschodzie i na zachodzie
  7. Wiek IX: w. Focjusz Wielki
  8. Czasy późniejsze: Św. Marek Efeski
  9. Opinie o Błogosławionym Augustynie w czasach współczesnych
  10. Słowo o współczesnych krytykach Błogosławionego Augustyna
  11. Dodatek I - Listy o. Seraphima Rose dotyczące błogosławionego Augustyna
  12. Dodatek II - Serce błogosławionego Augustyna

Miejsce Błogosławionego Augustyna w Cerkwi Prawosławnej

Tytuł oryginału: The Place of Blessed Augustine in the Orthodox Church Copyright: 1983 by the St. Herman of Alaska Brotherhood, Platina

Copyright for the Polish edition: Monaster św. Cyryla i Metodego w Ujkowicach, 2004

Tłumaczenie: Marek Dądela

Ja sam dużo bardziej obawiam się zimnych serc „poprawnych intelektualistów” niż jakichś błędów, które można znaleźć u Augustyna. Wyczuwam w tych oziębłych sercach dobry grunt do dzieła antychrysta (którego wyobrażenia o Chrystusie muszą być też zgodne z „poprawną teologią”!); u Augustyna zaś znajduję miłość Chrystusa.

(o. Seraphim Rose, list z 1981 roku)

O Prawdo, która jesteś Wieczna! O Miłości, która jesteś Prawdą! O Wieczności, która jesteś Miłością! Jesteś moim Bogiem, do Ciebie wzdycham dzień i noc.

Błogosławiony Augustyn, Wyznania

Wydawcy z uszanowaniem dedykują tę książkę Biskupowi Floriny w Grecji, Augustynowi (Kaniotes) prawosławnemu hierarsze i wyznawcy naszych czasów,  gorliwemu kierownikowi wiernych oraz prawdziwemu pasterzowi, który strzeże przed wilkami, życie oddając za swoje stado, u stóp prawdziwego Pasterza, Chrystusa.

Ja jestem dobrym pasterzem. Dobry pasterz daje życie swoje za owce. Najemnik zaś i ten, kto nie jest pasterzem, którego owce nie są własnością, widząc nadchodzącego wilka, opuszcza owce i ucieka, a wilk je porywa i rozprasza; (najemnik ucieka) dlatego, że jest najemnikiem i nie zależy mu na owcach. Ja jestem dobrym pasterzem i znam owce moje, a moje Mnie znają, podobnie jak Mnie zna Ojciec, a Ja znam Ojca. życie moje oddaję za owce. (J 10:11-15)

 

Przedmowa - O. Seraphim obrońcą zachodniego Prawosławia

Ojciec Seraphim Rose był z natury człowiekiem wielkiego serca. Często powtarzał: „Szlachetnie jest bronić słabszego”. Czuł się zobowiązany bronić tych, którzy uważani byli przez ogół ludzi za pozostających w błędzie. Jego zdaniem Bóg niekoniecznie musi być po stronie tych, o których wszyscy twierdzą, że mają rację, a ci, których odsuwa się i przedstawia w negatywnym świetle nie zawsze są godni pożałowania. Ci ostatni, twierdził o. Seraphim, są tymi, dla których Chrystus przyszedł ofiarując zbawienie; dlatego, gdy widział jak kogoś traktowano pogardliwie, zawsze brał go w obronę.

Gdy w latach 60. mieszkaliśmy w San Francisco i pracowaliśmy w naszym bractwie misyjnym, często niedojadając, zauważyłem jak często na ulicy podchodził do nędzarzy, aby dać im jakiś pieniążek. Później, gdy żyliśmy już w naszej samotni, o. Seraphim prowadził bogatą korespondencję, pisał dużo listów w których poruszał przeróżne tematy i usłyszawszy o atakach na błogosławionego Augustyna poczuł to samo współczucie dla niego, jako dla słabszego, podobne do tego, jakie miał dla wszystkich ubogich i pokrzywdzonych. Pomimo że niezbyt wysoko cenił naukę Augustyna, poczuł się zobowiązany do jego obrony.

Na samym początku swojego nawrócenia, gdy o. Seraphim zaczął odkrywać czym tak naprawdę jest chrześcijaństwo, Wyznania błogosławionego Augustyna pozostawiły głęboki ślad w jego skruszonym duchu. Później bardzo często powracał do tego dzieła. Ze wszystkich dzieł Augustyna najbardziej lubił Miasto Boga; właśnie ta książka zainspirowała go do podjęcia pracy nad wielkim dziełem jego młodych lat Królestwo ludzkie a Królestwo Boże.

Pamiętam jak kiedyś, gdy byliśmy jeszcze w stanie świeckim i mieszkaliśmy w San Francisco, dyskutowaliśmy o świętych Ojcach Cerkwi. Wyliczałem wtedy niektórych z najważniejszych świętych Ojców: Bazylego Wielkiego, Grzegorza Palamasa, Piotra z Damaszku, Grzegorza z Synaju, gdy o. Seraphim przerwał mi i powiedział: Augustyn. Kiedy zrobiłem lekceważącą minę i powiedziałem, że Cerkiew nie przyznała mu nawet pełnego tytułu „święty”, nazywając go jedynie „błogosławionym”, odpowiedział: „Pokaż mi innego Ojca, któryby z taką mocą pisał o pokucie”. To sprawiło, że w tych dawnych czasach sądziłem, że Augustyn musiał dosięgnąć jakiegoś aspektu zachodniej duchowości o. Seraphima. Było to dla mnie tajemnicą, gdyż sam pochodziłem ze świata wschodniego Prawosławia, w którym kiedy mówi się o świętych Ojcach, z reguły nie myśli się nawet o Ojcach pochodzących z zachodu.

Miłość o. Seraphima do świętych sprzed schizmy zachodniej była pobłogosławiona i inspirowana przez św. arcybiskupa Jana (Maksymowicza), który sam miał do nich ogromne nabożeństwo. Przez wiele lat arcybiskup Jan pracował nad odnowieniem kultu zachodnich Ojców na zwykły sposób praktykowany w Cerkwi Prawosławnej, jak to było już opisane gdzie indziej* .

Niedługo po odejściu arcybiskupa Jana przy przeglądaniu jego notatek dotyczących sierocińca św. Tichona w San Francisco, odkryłem kartki z tekstami liturgicznymi na cześć świętych Zachodu: tropary, kondaki itp. Wśród nich znalazłem całe prawosławne nabożeństwo (nieszpory i jutrznię) napisane na prośbę arcybiskupa Jana przez o. Ambrożego Pogodina. Po tym odkryciu o. Seraphim poczuł się zobowiązany, aby co roku odprawiać nabożeństwo do błogosławionego Augustyna. Przypominam sobie jak kiedyś, właśnie w dzień pamięci błogosławionego Augustyna, jechaliśmy samochodem i był już późny wieczór, gdy on wyciągnął służebnik i powiedział: „Musimy odśpiewać nabożeństwo do błogosławionego Augustyna!” I odśpiewaliśmy je jadąc samochodem.

Pierwszym krokiem o. Seraphima w kierunku szerzenia kultu zachodnich prawosławnych świętych był artykuł napisany dla naszego pisma The Orthodox Word, który dedykowany był arcybiskupowi Janowi i miał tytuł: „Święty Jan Kasjan i prawosławny monastycyzm Zachodu”. Artykuł ten wywołał oburzenie jednego z prawosławnych seminarzystów, który nam oświadczył: „Nie ma czegoś takiego jak prawosławny monastycyzm Zachodu”. Reakcja studenta pobudziła o. Seraphima do jeszcze bardziej starannego studiowania tego tematu i do kontynuowania obrony prawosławnych Ojców Zachodu, szczególnie błogosławionego Augustyna.

Miłość o. Seraphima do zachodnich świętych przejawiła się znowu, gdy zmusiłem go do napisania Akatystu do arcybiskupa Jana i gdy dedykował każdy ikos tego hymnu jakiemuś świętemu Zachodu, który był szczególnie czczony przez arcybiskupa Jana. I później, gdy odkryliśmy, że księga żywotów pierwszych świętych francuskich Vita Patrum napisana przez św. Grzegorza z Tour nie była nigdy przetłumaczona na angielski, ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu o. Seraphim wykazał niezwykłe zaangażowanie w to, aby uczynić tę książkę dostępną dla szerokiego ogółu czytelników, a zwłaszcza dla naszych nawróconych na Prawosławie Amerykanów. Kiedy zaprotestowałem przeciw temu mówiąc, że jest dużo bardziej wartościowych książek do przetłumaczenia i opublikowania, również dla naszych neofitów, on jeszcze bardziej w tym się utwierdzał i zaraz usiadł i napisał stustronicowe wprowadzenie do VI-wiecznego świata prawosławnej Galii.

Gdy o. Seraphim i ja żyliśmy w naszym monasterze na odludziu, zrodziło się między nami coś w rodzaju „współzawodnictwa”, które dotyczyło świętych, jakich mamy w danym dniu wspominać: o. Seraphim faworyzował raczej świętych z Zachodu, a ja ze Wschodu. Zdecydowanie opowiadał się za tym, aby dołączyć wszystkich świętych Zachodu do obecnej wschodniej praktyki liturgicznej.

We wschodniej prawosławnej praktyce liturgicznej błogosławiony Augustyn, oraz praktycznie wszyscy inni zachodni święci, traktowani są jak „słabsi”; potrzebny był dopiero geniusz arcybiskupa Jana do wprowadzenia ich do prawosławnych nabożeństw. Dzisiaj spuścizna arcybiskupa Jana zakorzeniła się w kilku miejscach, zwłaszcza wśród neofitów w krajach Zachodu. Również w zachodnioeuropejskich świątyniach, w których umieszczone są relikwie dawnych świętych Zachodu (jak na przykład cerkiew św. Albana w Anglii, czy monaster św. Jana Kasjana we Francji), można zobaczyć bizantyjskie ikony świętych, podczas gdy wcześniej nie było tam żadnych malowideł.

Niemniej jednak dzieło, które zaczął arcybiskup Jan pięćdziesiąt lat temu, powinno zostać uznane przez narodowe Cerkwie Prawosławne. Jak dotąd żadna z nich, ani Grecka, ani Serbska, Rumuńska, Gruzińska, Rosyjska czy Syryjska itd. nie włączyła takich wielkich świętych Zachodu jak św. Patryk czy św. Columkille do swoich spisów świętych i kalendarzy liturgicznych.

Obrona błogosławionego Augustyna jest bezpośrednim przedłużeniem pionierskiego dzieła arcybiskupa Jana. Przedstawiając tę postać o. Seraphim miał nadzieję, że przynajmniej zachodni neofici będą modlić się do tego wybitnego zachodniego świętego i nie zapomną o nim.

Nasz Władca Jezus Chrystus powiedział: Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni (Mt 7:1). Oznacza to, że pod względem psychologicznym każdy akt sądzenia kogoś jest odnajdywaniem w sobie cech, których nie lubimy i które projektujemy na innych, w ten sposób otrzymując jakby usprawiedliwienie. Myślimy, że w ten sposób pozbywamy się naszych negatywnych cech, podczas gdy tak naprawdę hołdujemy im i karmimy je.

Nasi współcześni neofici mają tendencję postępować podobnie. Zaraz po przyjęciu Prawosławia przyjmują za oczywiste, że przez swoją konwersję automatycznie stali się nieomylni. Z tego powodu czują się uprawnieni do wskazywania w innych tego, co w rzeczywistości jest ich własnym błędem i słabością, wierząc przy tym, że jest to jedynie słuszny i sprawiedliwy osąd. Zamiast pokornego uznania swoich własnych wad, które narosły w przeciągu wielu pokoleń zachodniej apostazji, często przenoszą zachodni legalizm do Cerkwi Prawosławnej deformując przez to starożytną Tradycję i zastępując ją modernizmem. W Rosji chorobę tę nazwano „odnowicielstwem”. Jeżeli wśród współczesnych neofitów utrzyma się ten „odnowicielski” kierunek, który raczej stara się dopasować Prawosławie do ich mentalności a nie na odwrót, wtedy ich pojmowanie Prawosławia przybierze postać czysto zachodniej ideologii, która głosi „antyzachodniość”, albo, innymi słowami, zachodni legalizm skryje się w przebraniu Cerkwi Prawosławnej. Jak zauważył o. Seraphim, właśnie ten legalizm leży u podstaw wszelkich „prawosławnych” ataków na błogosławionego Augustyna, a on chciał uniknąć tego za wszelką cenę.

Miejsce błogosławionego Augustyna w Cerkwi Prawosławnej jest wkładem zachodniego konwertyty do wschodniego Prawosławia. Ta obrona Augustyna jest obroną autentycznego zachodniego Prawosławia w jego blasku i chwale, za którą arcybiskup Jan i o. Seraphim oddali swe życie.

Ihumen Herman

Poniedziałek Ducha Świętego, 1996 rok

Skit św. Kseni, Wildwood, Kalifornia.

Żywot Błogosławionego Augustyna z Hippony

Niezwykle pouczające i owocne życie tego zachodniego Ojca Cerkwi rozpoczęło się 13 listopada 354 roku w małym numidyjskim miasteczku w północnej Afryce (obecnie Algieria). Jego ojciec, Patryk, do końca swoich dni nie przyjął chrześcijaństwa, ale jego matka, Monika, błogosławiła swego nowonarodzonego syna znakiem krzyża i przez wiele lat płakała i modliła się o jego nawrócenie do Chrystusa.

Jako młodzieniec Augustyn prowadził bardzo grzeszne życie, naśladując pogańską zmysłowość nagminną jeszcze w tym czasie. W wieku lat 17 związał się z kobietą i miał z nią dziecko. Posiadał wybitnie uzdolniony umysł i bez kłopotu opanował współczesną pogańską filozofię. Gdy miał 19 lat odkrył Cycerona i od razu poczuł ogromną tęsknotę za prawdą. Jednak był też bardzo ambitny, poszukiwał uznania i sławy w świecie nauki. W swoim rodzinnym mieście został profesorem retoryki, następnie przeniósł się do Kartaginy, a w końcu przyjął posadę w Rzymie, stolicy zachodniego cesarstwa.

Podczas swojego pobytu w Kartaginie Augustyn przyłączył się do heretyckiego ruchu manichejczyków (wyznawców Babilończyka Mani, który założył religię gnostycką opartą na dualizmie), wciągając za sobą do tej sekty wielu swoich przyjaciół. Manichejczycy doprowadzili go do odrzucenia Pisma Świętego i do widzenia w nim jedynie dziecinnych bajek, których nikt nie traktuje serio. Jednak gdy objął profesurę w Rzymie zaczął inaczej patrzeć na manichejczyków, gdyż ich niemoralność przewyższała nawet jego własną. Przyszło na niego otrzeźwienie i rozczarowany porzucił tę sektę. Zaczął już podejrzewać, że jego poszukiwania prawdy spełzną na niczym, gdy w roku 384 pojechał do Mediolanu starając się o objęcie posady miejscowego gubernatora. W owym czasie biskupem Mediolanu był wielki święty Ojciec Cerkwi, Ambroży. Dawniej był on gubernatorem północnych Włoch, a na biskupa został wybrany przez lud Mediolanu. Jego odejście do nieba w roku 397 było wielkim rozlaniem łaski wiary, pięciu biskupów nie nadążało chrzcić wielkich tłumów ludzi, które przybyły następnego dnia prosząc o wodę życia.

Święty Ambroży był wybitnym mówcą i w katedrze regularnie wygłaszał homilie. Dzięki Opatrzności Bożej Augustyn wysłuchał całej serii homilii dotyczących Pisma Świętego i to zachęciło go do poważniejszego studiowania chrześcijaństwa – w końcu modlitwy jego matki zostały wysłuchane. W tym czasie odkrył również wzniosłe Dialogi Platona, które razem z nowoodkrytą Ewangelią zachęciły go do prowadzenia wstrzemięźliwego i czystego życia. Wreszcie zjawił się przed świętym Ambrożym prosząc, aby ochrzcił go i jego syna w Wielką Sobotę roku 387. Przez 43 lata, które mu pozostały, pilnie pracował w Bożej winnicy, a także baczył na najmniejsze skłonności swojej własnej duszy. Historia jego nawrócenia wzruszająco opowiedziana w jego Wyznaniach (napisanych 10 lat po przyjęciu chrztu) uważana jest za „arcydzieło introspektywnej autobiografii przedstawionej w formie niekończącej się modlitwy do Boga… opowiedzianej znakomicie”* .

W roku 388 Augustyn powrócił do Afryki, gdzie wskutek powszechnego nacisku szybko został wyświęcony na kapłana, a w roku 395 został konsekrowany na biskupa. Wszystkie jego dzieła, które napisał od tej pory, wykazują wyjątkową miłość i gorliwość w rozważaniu tekstu Pisma Świętego, ale oprócz tego tworzył dalsze dzieła filozoficzne, jak również poezje oraz pisma polemiczne, dogmatyczne i pasterskie, około 363 homilii i 270 listów – ogromny dorobek pisarski mogący równać się jedynie z twórczością św. Jana Chryzostoma na Wschodzie.

Jako biskup Augustyn stanął wobec problemu schizmy donatystów i praktycznie zlikwidował istniejący już 85 lat rozłam poprzez szereg soborów lokalnych. Sobór w Kartaginie w roku 411 potępił również herezję pelagiańską, a biskup Augustyn wyraźnie uznawany był za głównego obrońcę wiary ortodoksyjnej. Następnie zwrócił on swoją uwagę na narastający problem rozpadu Cesarstwa Rzymskiego wskutek ciągłych napaści Gotów. Większość pogańskich obywateli, a także część chrześcijan, wierzyło, że upadek cesarstwa spowodował gniew pogańskich bogów, których chrześcijaństwo odstawiło na boczny tor. Aby zwalczyć takie opinie, Augustyn przez czternaście lat pisał monumentalne dzieło Miasto Boga, wykazując w nim, że Cerkiew nie została ustanowiona dla imperiów czy cesarzy, ale dla zbawienia i dla Królestwa Bożego.

W roku 426 ustępuje z funkcji biskupa i ostatnie lata swojego życia poświęca walce z arianizmem. Umiera 28 sierpnia 430 roku otoczony wielką liczbą uczniów. Ten człowiek posiadał tak wielkie serce i umysł, był tak gorliwy w obronie Prawosławia, że przed śmiercią nie wahał się przejrzeć wszystkich swoich dzieł w poszukiwaniu błędów, robiąc liczne korekty. Pozostawiając swoje dzieło pod przyszły osąd Cerkwi, pokornie błagał swoich czytelników: „Oby ci, którzy będą czytać te pisma, nie naśladowali moich błędów”.

Przesłanie błogosławionego Augustyna, przesłanie prawdziwej prawosławnej pobożności, jest aktualne i w naszych czasach, jak to sam napisał w Wyznaniach: „Wciąż się ociągałem z nawróceniem do mego Boga. Z dnia na dzień odkładałem rozpoczęcie życia w Tobie, a nie odkładałem tego, żeby co dzień w sobie samym umierać. Uwielbiając szczęście, lękałem się sięgnięcia po nie tam, gdzie jest jego ostoja, jego dom; szukałem go na drogach ucieczki od tego domu. Uważałem, że byłbym bardzo nieszczęśliwy, gdyby brakowało mi uścisków kobiety. Ty w swym miłosierdziu dałeś nam lekarstwo zdolne do uleczenia tej słabości, ale nie myślałem o nim, bo jeszcze nigdy go nie wypróbowałem… więc krzyczałem z głębi niedoli: Jak długo, jak długo jeszcze?... Dlaczego nie w tej chwili?”

Słowa te są jakby skierowane do nas, najsłabszych prawosławnych chrześcijan, gdyż my tak samo umiłowaliśmy „szczęśliwe życie” i nie rozmyślamy o Bożym miłosierdziu, które jest lekarstwem na naszą chorobę. Niech słowa tego wielkiego i autentycznego Ojca Cerkwi pobudzą nas do tego, abyśmy odważniej wkroczyli na ścieżkę prowadzącą do zbawienia, powtarzając jego zawołanie: „Dlaczego nie w tej chwili?”

Wstęp

To krótkie studium o błogosławionym Augustynie przedstawione jest tutaj w formie książkowej w odpowiedzi na liczne prośby prawosławnych chrześcijan, którzy czytali je już w formie artykułów w The Orthodox Word (nr 79 i 80, 1978) i dostrzegli w nich ważne przesłanie skierowane do współczesnych prawosławnych chrześcijan. Studium to nie rości sobie pretensji do wyczerpania całości teologii błogosławionego Augustyna, bardziej szczegółowo będzie potraktowany tylko jeden problem teologiczny (łaska i wolna wola), podczas gdy reszta wypełniona jest głównie treścią historyczną. Jeżeli to studium posiada jakąś wartość, leży ona w ujawnieniu traktowania błogosławionego Augustyna przez Cerkiew Prawosławną poprzez wieki; i w próbie określenia jego miejsca w Cerkwi Prawosławnej. Być może rzuciliśmy też nieco światła na problem bycia prawosławnym w świecie współczesnym, gdzie poczucie i smak prawdziwego Prawosławia są tak rzadko spotykane wśród prawosławnych teologów. Oprócz wyjaśnienia prawosławnego podejścia do błogosławionego Augustyna, autor miał również na uwadze pozbawienie go roli „kozła ofiarnego”, jaką nadają mu współcześni teologowie akademiccy, by przez to pomóc nam wszystkim, abyśmy nieco wyraźniej zobaczyli jego i nasze ograniczenia, gdyż jego słabości w zdumiewający sposób pokrywają się z naszymi.

Te nasze słabości jaskrawo ujawniły się przed autorem niedługo po ukazaniu się tego studium, gdy spotkał pewnego Rosjanina, emigranta ze Związku Sowieckiego, który w Rosji przyjął Prawosławie, ale wciąż rozumował pojęciami wschodnich religii, którymi był bardzo przesiąknięty. Dla niego błogosławiony Augustyn również był rodzajem kozła ofiarnego; oskarżał go o przekręcanie i niezrozumienie hebrajskich słów, o błędne nauczanie o „grzechu pierworodnym”, itd. No tak, nie można zaprzeczyć, że błogosławiony Augustyn stosował swoją przesadną logikę do tej doktryny i miał nieco zniekształcony pogląd na temat prawosławnej nauki o odziedziczonym grzechu – pogląd nie tyle „nieprawosławny”, co zbyt wąski i niepełny. Augustyn praktycznie zaprzeczył, że człowiek posiada jakąkolwiek dobroć, czy wolność w sobie samym, i nauczał, że każdy człowiek nie tylko ponosi konsekwencje Adamowego grzechu, ale jest również winny razem z Adamem; teologia prawosławna uważa takie poglądy za jednostronne i przesadne.

Jednakże te niedostatki doktryny Augustyna zostały wytknięte przez tego Rosjanina po to, aby wytłumaczyć pojawienie się jak najbardziej nieprawosławnej nauki o całkowitej wolności człowieka od grzechu pierworodnego. Takie jednostronne krytyki nauczania błogosławionego Augustyna na temat grzechu pierworodnego nawet przez bardziej prawosławnych myślicieli doprowadziły do podobnych nadużyć, wywołując niepotrzebne zamieszanie wśród wiernych. Niektórzy pisarze są tak bardzo „przeciwni” Augustynowi, że można odnieść wrażenie, że Pelagiusz według nich był jednak prawosławnym nauczycielem (pomimo potępienia przez Cerkiew jego nauki); inni lubują się w szokowaniu swoich czytelników stwierdzeniem, że doktryna o grzechu pierworodnym jest „herezją”.

Taka przesadna reakcja na niektóre potknięcia Augustyna jest dużo gorsza niż same błędy, które w swoim mniemaniu naprawiają. W takich przypadkach błogosławiony Augustyn staje się nie tylko „kozłem ofiarnym” na którego można składać wszystkie możliwe teologiczne bzdury, sprawiedliwie czy też niesprawiedliwie, ale czymś nawet bardziej niebezpiecznym – usprawiedliwieniem dla elitarnej filozofii, mówiącej o wyższości „mądrości Wschodu” nad wszelką myślą „zachodnią”. Według tej filozofii nie tylko sam Augustyn, ale każdy pozostający pod jakimkolwiek „wpływem Zachodu”, włączając także wielu prawosławnych teologów ostatnich wieków, nie może „prawdziwie rozumieć” Prawosławia i musi pobierać nauki u współczesnych przedstawicieli „odnowy patrystycznej”. Biskup Teofan Pustelnik, wielki XIX-wieczny rosyjski Ojciec, często jest wymieniany jako przykład takiego zbłądzenia, ponieważ używał pewnych pojęć zapożyczonych z Zachodu, a nawet przetłumaczył kilka zachodnich książek (pomimo że zmieniał je usuwając wszystkie nieprawosławne koncepcje), gdyż uważał, że zubożali duchowo prawosławni wierni mogą czerpać z tych książek wiele korzyści (jedynie naśladował w tym przykład św. Nikodema ze świętej Góry) – nasza dzisiejsza „elita” próbuje dyskredytować go przez przyczepienie mu etykietki „scholastyk”. Dalsze konsekwencje tego krytycyzmu są jasne: jeżeli nie można ufać takim wielkim Ojcom jak błogosławiony Augustyn czy biskup Teofan, to w jaki sposób my, zwyczajni prawosławni chrześcijanie, możemy zrozumieć całą złożoność doktryny prawosławnej? „Prawdziwa doktryna” Cerkwi musi być tak subtelna, że „prawdziwie” może być zrozumiana tylko przez nielicznych, którzy mają stopnie naukowe we współczesnych akademiach teologicznych, gdzie „odnowa patrystyczna” jest w pełnym rozkwicie, lub przez innych, których jeszcze w jakiś inny sposób zaliczono do „autentycznie patrystycznych” myślicieli.

Jednak dziwna sprzeczność prześladuje tę „patrystyczną elitę”: ich język, ich ton, ich całe podejście do tego typu kwestii są bardzo zachodnie (czasami wręcz ściągnięte od jezuitów!), tak że wprost zdumiewająca jest ślepota ludzi, którzy próbują krytykować coś, co w oczywisty sposób stanowi dużą część ich samych. Owszem, „zachodnie” podejście do teologii, jej przeintelektualizowanie jest cechą błogosławionego Augustyna (nie biskupa Teofana), ale przesadne zaufanie do dedukcji naszego omylnego umysłu jest również nieodłączną częścią każdego współczesnego człowieka, i kompletną głupotą jest udawanie, że jest to problem kogoś innego, a nie przede wszystkim nasz. Jeżeli tylko wszyscy mielibyśmy małą cząstkę tego głębokiego i prawdziwego Prawosławia serca (aby użyć wyrażenia św. Tichona z Zadońska), które błogosławiony Augustyn oraz biskup Teofan posiadali w wielkim stopniu, w dużo mniejszym stopniu skłanialibyśmy się do wyolbrzymiania ich błędów, prawdziwych lub wyimaginowanych.

Niech poprawiacze nauki Augustyna kontynuują swoją pracę jeśli chcą; jednak niech czynią to z większą wyrozumiałością, współczuciem, bardziej prawosławnie, dokładniej zdając sobie sprawę z faktu, że błogosławiony Augustyn znajduje się w tym samym niebie, do którego wszyscy usiłujemy się dostać, chyba że chcemy zaprzeczyć prawowierności wszystkich tych Ojców, którzy uznali w nim świętego, począwszy od świętych Ojców Galijskich, poprzez św. Focjusza, św. Marka z Efezu, św. Dymitra z Rostowa, aż do naszych współczesnych prawosławnych nauczycieli, którym przewodzi św. arcybiskup Jan Maksymowicz. A już z całą pewnością niegrzecznie i arogancko jest wyrażać się lekceważąco o Ojcu, którego Cerkiew i jej Ojcowie kochają i czczą. Nasza „poprawność”, nawet jeżeli jest rzeczywiście tak „poprawna” jak tego byśmy chcieli, nie może być usprawiedliwieniem tego braku szacunku. Ci prawosławni chrześcijanie, którzy nawet teraz wyrażają swoje rozumienie łaski i grzechu pierworodnego w pojęciach zapożyczonych od błogosławionego Augustyna nie są pozbawieni miłości Cerkwi, a ci bardziej „poprawni” w swoim rozumieniu niechaj lękają się utraty tej łaski wskutek pychy.

Od pierwszej publikacji tego studium zdążyła się ukazać odpowiedź rzymskich katolików, zostaliśmy w niej oskarżeni o to, że chcemy „wykraść” błogosławionego Augustyna łacinnikom! Nie - błogosławiony Augustyn zawsze należał do Cerkwi Prawosławnej, która sama dokładnie oceniała zarówno jego błędy jak i jego wielkość. Niech rzymscy katolicy myślą co chcą o nim, ale my tylko staraliśmy się wskazać miejsce, które on zawsze zajmował w Cerkwi Prawosławnej i w sercach prawosławnych wiernych.

Przez modlitwy świętego hierarchy Augustyna oraz wszystkich Twoich świętych, Jezu Chryste, Boże nasz, zmiłuj się nad nami i zbaw nas! Amen!

Hieromnich Seraphim

Pascha, 1980


I. Miejsce błogosławionego Augustyna w Cerkwi Prawosławnej

Dzięki Bożej Opatrzności w naszych czasach prawosławne chrześcijaństwo powraca na Zachód, z którego zostało wyparte około 900 lat temu. Z początku była to najczęściej nieuświadomiona praca uchodźców z krajów prawosławnych, która przekształciła się w szerszy ruch, który ukazał całkiem nowe perspektywy mieszkańcom Zachodu; przez kilka dekad ten rozwijający się ruch zachodnich konwertytów stał się już całkiem powszechnym zjawiskiem.

Gdy Prawosławie stopniowo zapuszczało młode korzenie na Zachodzie i stawało się znów „miejscowe” w tych krajach, wśród zachodnich konwertytów wzrastało naturalne zainteresowanie dawnym prawosławnym dziedzictwem Zachodu, szczególnie świętymi i Ojcami wczesnych wieków chrześcijaństwa, z których wielu w niczym nie ustępowało swoim współczesnym wschodnim odpowiednikom. Wszyscy oni oddychali czystym powietrzem ortodoksji i swoimi modlitwami wydzielali ten sam zapach prawosławnego kultu, który został potem niestety utracony na Zachodzie. Miłość i cześć arcybiskupa Jana Maksymowicza (†1966) dla tych zachodnich świętych szczególnie przysłużyła się do rozbudzenia zainteresowania nimi i pomogła w przywróceniu należnego im miejsca w Cerkwi Prawosławnej.

W odniesieniu do większości świętych Zachodu nie było z tym żadnego problemu, ich żywoty i pisma zostały powtórnie odczytane ku wielkiej radości prawosławnych chrześcijan, którzy odkrywali, że nieskażony duch wschodniego chrześcijaństwa był kiedyś obecny także na Zachodzie. Istotnie, to powtórne odkrywanie zachodniego Prawosławia zapowiada jego przyszły rozkwit w krajach Zachodu.

Jednak w odniesieniu do kilku zachodnich Ojców pojawiły się „komplikacje” spowodowane przede wszystkim pewnymi dawnymi dysputami dogmatycznymi prowadzonymi we wczesnych wiekach chrześcijaństwa; ocena tych Ojców różniła się na Wschodzie i na Zachodzie. Jednak dla prawosławnych chrześcijan ważne jest, aby widzieć ich wielkość i znaczenie prawosławnymi oczami, a nie poprzez późniejszy pryzmat Rzymskiego Katolicyzmu.

Najwybitniejszym z tych „kontrowersyjnych” Ojców Zachodu jest bez wątpienia błogosławiony Augustyn, biskup Hippony w północnej Afryce. Na Zachodzie uważany jest za najważniejszego Ojca Kościoła, natomiast na Wschodzie jako największy „doktor łaski” traktowany był zawsze z rezerwą. W czasach obecnych, zwłaszcza wśród ludzi przyjmujących Prawosławie, pojawiły się dwa całkowicie sprzeczne ze sobą poglądy na jego temat. Jeden powstał pod wpływem rzymskiego katolicyzmu i przyznaje mu raczej większe znaczenie jako Ojcu Cerkwi niż Cerkiew kiedykolwiek przyznawała mu w przeszłości; podczas gdy drugi pogląd ma tendencje do dezawuowania jego znaczenia, przy czym niektórzy idą tak daleko, że nazywają go nawet „heretykiem”. Oba te poglądy są zachodnie i nie są osadzone w prawosławnej tradycji. Z drugiej strony prawosławny pogląd na jego temat, konsekwentnie przekazywany przez świętych Ojców Wschodu, a także (we wczesnych wiekach) Zachodu, unika wszelkiej przesady, ale jest wyważoną oceną zarówno jego niekwestionowanej wielkości jak i jego potknięć.

W dalszej części postaramy się nakreślić krótki rys historyczny prawosławnego stanowiska dotyczącego błogosławionego Augustyna, akcentując podejście różnych świętych Ojców do niego, oraz zbadamy niektóre szczegóły jego bardziej kontrowersyjnych nauk, ale tylko tam, gdzie okaże się to potrzebne dla wyjaśnienia prawosławnego podejścia do nich. Te historyczne poszukiwania posłużą nam też do sformułowania w sposób bardziej ogólny prawosławnego podejścia do takich „kontrowersyjnych” postaci. Gdy prawosławne dogmaty były bezpośrednio atakowane, Cerkiew i jej Ojcowie odpowiadali zawsze szybko i zdecydowanie podając poprawne dogmatyczne sformułowania i wyklinając tych, których wiara była niewłaściwa, ale gdy kwestia dotyczyła jednej z wielu opinii (nawet dotyczącej dogmatów), nawet w wypadku wypaczeń, czy przerysowań, czy też błędów popełnianych w dobrych intencjach, cerkiew zajmowała w stosunku do ich głosicieli zawsze łagodne i pojednawcze stanowisko. Traktowanie przez Cerkiew herezji to jedna rzecz, a jej podejście do świętych Ojców, którym zdarzyło się błądzić w niektórych miejscach, to zupełnie co innego. Zobaczymy to dokładnie w dalszej części.


II. Spory wokół łaski i wolnej woli

Najbardziej ożywione dyskusje, które rozgorzały wokół błogosławionego Augustyna, zarówno podczas jego życia jak i po śmierci, dotyczyły łaski i wolnej woli. Bez wątpienia błogosławiony Augustyn popadł w wypaczoną wersję prawosławnej nauki o łasce poprzez zbyt logiczne podejście do tej kwestii, co było wynikiem jego łacińskiej mentalności, do której należał przez kulturę i przez urodzenie (z urodzenia był Afrykańczykiem, miał więc w sobie też trochę „gorącego” temperamentu ludzi południa). XIX-wieczny rosyjski filozof prawosławny Jan Kirejewski dobrze podsumował prawosławną naukę o łasce, która wyjaśnia większość niedostatków teologii błogosławionego Augustyna. „Żaden ze starożytnych, czy też bardziej współczesnych Ojców Cerkwi, nie wykazał takiego zamiłowania do logicznego powiązania prawd wiary, jak błogosławiony Augustyn… Niektóre z jego dzieł były jakby pojedynczymi łańcuchami sylogizmów, połączonych nierozerwalnie, ogniwo po ogniwie. Może dlatego czasami szedł za daleko, z powodu zewnętrznej elegancji s woich wywodów nie zwracał uwagi na wewnętrzną jednostronność swojego myślenia. Dopiero pod koniec swojego życia zmuszony był pisać sprostowania wielu swoich wcześniejszych opinii”.

Jeżeli chodzi konkretnie o doktrynę łaski chyba najbardziej zwięzłą ocenę nauki Augustyna wraz z jej słabościami przedstawił arcybiskup Czernichowa Filaret w swoim podręczniku patrologii: „Gdy mnisi w Hadrumetum (w Afryce) zarzucili Augustynowi, że według jego nauki nie ma sensu podejmowanie wysiłków ascetycznych i że zniósł on wymóg samoumartwiania, Augustyn uznał słuszność tej uwagi i zaczął częściej powtarzać, że łaska nie usuwa wolności; jednak takie sformułowanie jego nauki nie zmieniło istoty całości teorii Augustyna, tej myśli nie znajdujemy aż do ostatniego jego dzieła. Opierając się na własnym doświadczeniu trudności przy odrodzeniu z pomocą łaski, wyciągnął z tego daleko idące konsekwencje. Tak więc, jako oskarżyciel Pelagiusza Augustyn jest bez wątpienia wielkim nauczycielem Cerkwi; jednak w obronie prawdy sam nie zawsze był całkowicie wierny prawdzie”.

Późniejsi historycy często podkreślali punkty sporne między błogosławionym Augustynem a św. Janem Kasjanem (współczesnym Augustynowi świętym z Galii, który w sławnych Wykładach i Konferencjach po raz pierwszy po łacinie wyłożył pełną, wschodnią doktrynę życia monastycznego i duchowego; był pierwszym, który na Zachodzie skrytykował naukę błogosławionego Augustyna o łasce); jednak ci sami historycy często nie dość jasno dostrzegali dużo głębszą ich jednomyślność. Wielu współczesnych historyków (A. Harnack, O. Chadwick) próbowało poprawić te niedociągnięcia poprzez wykazanie rzekomego „wpływu” Augustyna na Kasjana; a to spostrzeżenie, chociaż też mocno przesadzone, prowadzi nas już trochę bliżej prawdy. Prawdopodobnie św. Kasjan nie przemawiałby tak elokwentnie i tak szczegółowo na temat Bożej łaski, gdyby Augustyn nie sformułował wcześniej swojej jednostronnej doktryny. Jednak jedną rzecz trzeba tutaj sobie wyraźnie uświadomić: nieporozumienie między Janem Kasjanem a Augustynem nie było tym samym, co spór między Ojcem Cerkwi a heretykiem (tak jak to było na przykład między Augustynem a Pelagiuszem), ale raczej między dwoma Ojcami Cerkwi, którzy nie zgadzali się ze sobą tylko w pewnych szczegółach jednej i tej samej doktryny. Obydwaj, zarówno św. Kasjan jak i błogosławiony Augustyn, starali się wyłożyć naukę prawosławną o łasce i wolnej woli jako przeciwstawną herezji pelagiańskiej; jednak jeden zrobił to w zgodzie z pełnią wschodniej tradycji teologicznej, podczas gdy drugi zabrnął w pewne wypaczenia tej samej nauki, ze względu na przesadnie logiczne do niej podejście.

Wszyscy wiedzą, że błogosławiony Augustyn był na Zachodzie najbardziej otwartym przeciwnikiem herezji Pelagiusza, która zaprzeczała konieczności łaski Bożej do zbawienia, ale tylko niektórzy są świadomi, że św. Kasjan (którego nauka została określona przez współczesnych rzymsko-katolickich uczonych bardzo niesłusznym mianem „semipelagianizmu”) sam nie mniej gwałtownie atakował Pelagiusza i jego naukę. W ostatnim swoim dziele Przeciw Nestoriuszowi św. Kasjan jednakowo potraktował naukę Nestoriusza i Pelagiusza (którzy obydwaj byli potępieni przez II Sobór Powszechny w Efezie w 431 roku) i zawzięcie karcił ich obydwu, zarzucając Nestoriuszowi „uciekanie się do tak niegodziwych i bluźnierczych bezbożności, że w tym swoim szaleństwie najwyraźniej prześciga już samego Pelagiusza, który wszystkich prześcignął w bezbożności” (Przeciw Nestoriuszowi, rozdział V). Również w tym dziele św. Kasjan cytuje w całości dokument napisany przez pelagiańskiego kapłana Leporiusza z Hippony, w którym wyrzeka się on swojej herezji; przytaczany przez św. Kasjana dokument, zawiera „wyznanie wiary wszystkich katolików” skierowane przeciwko herezji Pelagiusza, które to wyznanie zostało zatwierdzone przez biskupów Afryki (łącznie z Augustynem) i prawdopodobnie napisane było przez samego Augustyna, który zresztą osobiście przyczynił się do nawrócenia Leporiusza (Przeciw Nestoriuszowi, rozdział I). W innym miejscu tego dzieła św. Kasjan cytuje błogosławionego Augustyna jako jednego z głównych autorytetów Cerkwi jeżeli chodzi o doktrynę wcielenia (jednak z zastrzeżeniami, które wymienimy poniżej). Widzimy wyraźnie, że w obronie Prawosławia i w szczególności przeciwko herezji pelagiańskiej Kasjan i Augustyn byli po tej samej stronie; różnili się jedynie w kilku szczegółach tej obrony.

Podstawowym błędem Augustyna było jego przesadne podkreślanie roli łaski w życiu chrześcijańskim, oraz jego niedocenianie roli wolnej woli. Do tej przesady, jak to słusznie stwierdził arcybiskup Filaret, popchnęło go doświadczenie własnego nawrócenia, które w połączeniu ze skłonnością do przesadnie logicznego rozumowania jego łacińskiego umysłu spowodowało zbyt ścisłe i pedantyczne podejście do tego problemu. Jednakże nigdy Augustyn nie zaprzeczył wolnej woli; w rzeczywistości, gdy ktoś poruszał ten temat, zawsze jej bronił i krytykował tych, którzy „bez miary wychwalali łaskę, do tego stopnia, że zaprzeczali ludzkiej wolnej woli, i co jest bardziej poważne, utrzymywali, że w straszny dzień sądu Bóg nie odda każdemu według jego uczynków” (List 214, do przełożonego Walentyniusza w Hadrumetum). W niektórych swoich pismach bronił wolnej woli nie mniej stanowczo od św. Kasjana. Na przykład w swoim komentarzu do psalmu 102 („Który chroni życie twoje od zepsucia”), Augustyn pisze: „Uleczy cię, trzeba tylko, żebyś chciał się dać uleczyć. Uzdrawia każdego chorego, ale nie leczy nie chcącego”. Fakt, że Augustyn sam był Ojcem monastycyzmu zachodniego, który założył wspólnoty monastyczne dla mężczyzn i kobiet oraz napisał wpływową regułę monastyczną jasno pokazuje, że doceniał w codziennej praktyce znaczenie wysiłków ascetycznych, które są nie do pomyślenia bez wolnej woli. Dlatego na ogół, szczególnie kiedy musiał dawać praktyczne rady zmagającym się chrześcijanom, Augustyn nauczał doktryny prawosławnej o łasce i wolnej woli tak dobrze jak potrafił, z ograniczeniami jego teologicznych poglądów.

Jednak w oficjalnych jego dziełach, zwłaszcza traktatach antypelagiańskich, które napisał pod koniec swojego życia, kiedy podejmował logiczne wywody dotyczące całości problemu łaski i wolnej woli, często popadał w przesadną obronę łaski, kosztem ludzkiej wolności, dla której pozostawiał bardzo mało miejsca. Porównajmy tutaj kilka aspektów jego nauki z w pełni prawosławną nauką św. Jana Kasjana.

W swoim traktacie „O karze i łasce” napisanym w roku 426 lub 427 dla mnichów z Hadrumetum, błogosławiony Augustyn napisał: „Czy ośmielicie się twierdzić, że gdy Chrystus modlił się, aby nie ustała wiara Piotra, to czy ustałaby ona, gdyby Piotr chciał, aby ustała? To tak jakby Piotr mógł w jakimś stopniu chcieć inaczej niż Chrystus tego by sobie życzył”. Jest tu zawarta oczywista przesada; wyczuwa się tutaj, że Augustyn pomija coś istotnego w swoim opisie łaski i wolnej woli. Św. Jan Kasjan w swoim opisie innego wielkiego Apostoła św. Pawła, uzupełnia dla nas ten „brakujący wymiar”: Powiada on: A dana mi łaska Jego nie okazała się daremna; przeciwnie, pracowałem więcej od nich wszystkich, nie ja, co prawda, lecz łaska Boża ze mną (1 Kor 15:10). Kiedy powiada pracowałem, pokazuje wysiłek swojej własnej woli; kiedy dodaje nie ja, co prawda, lecz łaska Boża, wykazuje wartość nadprzyrodzonej opieki; kiedy mówi ze mną przyznaje, że łaska współpracuje z nim, gdy nie jest bezczynny lub nieuważny, ale pracuje i czyni wysiłki” (Konferencje, XIII,13). Wypowiedź Kasjana jest wyważona, kładąc odpowiedni nacisk i na łaskę, i na wolność; wypowiedź Augustyna jest jednostronna i niepełna, niepotrzebnie podkreślająca znaczenie łaski, w ten sposób zostawiając miejsce na błędne interpretacje późniejszych myślicieli, którzy już całkowicie porzucili rozumowanie w kategoriach prawosławnych i w ten sposób wymyślili (podobnie do XVII-wiecznych jansenistów) „nieodpartą łaskę”, którą człowiek musi przyjąć, czy tego chce czy nie.

Podobne przerysowanie uczynił Augustyn w stosunku do tego, co późniejsi teologowie łacińscy nazwali „łaską uprzedzającą”, tzn. łaską, która „poprzedza”, czy też „przychodzi wcześniej” i rozbudza w człowieku wiarę. Augustyn przyznaje, że sam, przed wyświęceniem na biskupa, miał błędne poglądy na ten temat: „Byłem w podobnym błędzie myśląc, że wiara dzięki której wierzymy w Boga nie jest darem Bożym, ale że pochodzi od nas samych, i że przez nią otrzymujemy dary Boże, dzięki którym możemy żyć w tym świecie powściągliwie, sprawiedliwie i pobożnie. Gdyż nie sądziłem, że wiara poprzedzona jest łaską Bożą… ale ponieważ musimy przyjąć głoszoną nam Ewangelię myślałem, że jest to nasz własny czyn i pochodzi z nas samych” („O powołaniu świętych”, rozdział 7). Ten młodzieńczy błąd Augustyna jest w istocie pelagiański i jest wynikiem przesadnie logicznej obrony wolnej woli, czyniąc z niej coś autonomicznego, nie współpracującego z łaską Bożą; jednak niesłusznie przypisując to św. Kasjanowi (który bezpodstawnie był oskarżany na Zachodzie o nauczanie, że łaska Boża dawana jest według ludzkich zasług), sam Augustyn popadł w przeciwną skrajność przypisywania wszystkiego w budzącej się wierze nadprzyrodzonej łasce.

Z drugiej strony prawdziwe nauczanie św. Jana Kasjana, które jest zgodne z nauką Cerkwi Prawosławnej, było dla łacińskich umysłów czczą fantazją. Widzimy to u naśladowcy błogosławionego Augustyna w Galii, Prospera z Akwitanii, który jako pierwszy bezpośrednio zaatakował św. Kasjana.

To właśnie Prosper razem z niejakim Hilarym (ale nie św. Hilarym z Arles, który pozostawał w zgodzie ze św. Kasjanem) otrzymali od Augustyna jego ostatnie antypelagiańskie traktaty „O powołaniu świętych” i „O darze wytrwałości”; w tych dziełach Augustyn krytykował idee św. Kasjana, przedstawione mu przez Prospera w formie sporządzonego przez niego podsumowania. Po śmierci Augustyna w roku 430 Prosper wysunął się na pierwsze miejsce w Galii jako krzewiciel jego nauki, jego pierwszym poważnym wystąpieniem był traktat „Przeciwko autorowi Konferencji” (Contra Collatorum), znany także pod nazwą „O łasce Bożej i wolnej woli”. Traktat ten jest niczym innym jak konsekwentnym odrzuceniem sławnej trzynastej Konferencji św. Kasjana, gdzie problem łaski jest szczegółowo omówiony.

Już od samego początku jasne jest, że Prosper głęboko zgorszony jest faktem, że jego nauczyciel był tak otwarcie krytykowany w Galii: „Znajdują się tutaj ludzie na tyle śmiali, aby głosić, że łaska Boża, dzięki której jesteśmy chrześcijanami, nie była właściwie broniona przez świętej pamięci biskupa Augustyna; nie zaprzestają też ataków i niepohamowanych oszczerstw na jego księgę przeciwstawiającą się herezji pelagiańskiej”. Prospera jednak najbardziej drażni coś, co nazywa kłopotliwą „sprzecznością” w nauczaniu Kasjana; to jego zakłopotanie (ponieważ jest wiernym uczniem Augustyna) objawia nam całą naturę Augustynowego błędu.

Prosper stwierdza, że Kasjan w pierwszej części swoich trzynastu Konferencji poprawnie naucza na temat łaski (a zwłaszcza o „łasce uprzedzającej”), to znaczy dokładnie tak jak Augustyn. „Doktryna ta nie byłaby początkiem rozbieżności z prawdziwą pobożnością, i mogłaby zasługiwać na słuszną i czcigodną pochwałę, gdyby nie niebezpieczny i szkodliwy jej rozwój, prowadzący daleko od swojej początkowej poprawności. Gdyż, przyrównując człowieka żyjącego w łasce i wierze do rolnika, którego praca jest bezowocna i próżna aż do chwili, gdy nie zostanie on wzmocniony we wszelkiej rzeczy przez Boże błogosławieństwo, przedstawił bardzo katolicki pogląd, stwierdzając: ‘Z czego można jasno wywnioskować, że początkiem nie tylko naszych uczynków, ale także wszelkich dobrych myśli, jest Bóg; On jest Tym, który napełnia nas świętą wolą oraz daje moc i zdolność do przeprowadzenia tych rzeczy, które słusznie pragniemy uczynić’… I znowu dalej, kiedy naucza, że wszelki zapał potrzebny do osiągnięcia cnót wymaga łaski Bożej, trafnie dodaje: ‘Tak jak bez Bożej inspiracji nie możemy pragnąć tych wszystkich dobrych rzeczy, tak też bez Jego pomocy nie możemy w żaden sposób osiągnąć ich spełnienia’” (Contra Colatorum, 2.2).

Ale potem, po tych i podobnych cytatach, które rzeczywiście ukazują św. Kasjana jako nauczyciela głoszącego powszechność łaski wcale nie mniej wymownego od Augustyna (dlatego niektórzy uważają, że pozostawał „pod wpływem” Augustyna), Prosper kontynuuje: „W tym miejscu, wskutek jakiegoś tajemniczego sprzeciwu, stawia tezę, że wielu przychodzi do łaski bez łaski, i że wielu także dzięki wolnej woli posiada to pragnienie do szukania, do pytania i do pukania…” (2.4). (Oznacza to, że oskarża św. Kasjana o te same błędy, o których błogosławiony Augustyn wyznaje, że popełniał je w swojej młodości.) „O katolicki nauczycielu, dlaczego sprzeniewierzyłeś się swojemu powołaniu, czemu zwróciłeś się do mrocznej ciemności fałszu a odwróciłeś się od światła najczystszej prawdy?… Nie ma już żadnej zgody między tobą a katolikami, ale nie ma zgody również z heretykami. Co ostatni uważają, że początkiem każdego dzieła człowieka jest wolna wola, podczas gdy my (katolicy) niezmiennie wierzymy, że źródło wszelkich dobrych myśli znajduje się w Bogu. Ty zaś odkryłeś jakąś nieokreśloną trzecią drogę, która jest nie do zaakceptowania przez obydwie strony, z którą nie dojdziesz do porozumienia z wrogami, ani nie zachowasz zgody z nami” (2.5, 3.1).

Otóż dokładnie ta „nieokreślona trzecia droga” jest prawosławną doktryną o łasce i wolnej woli, później znana pod nazwą synergizmu, czyli współpracy Boskiej łaski i ludzkiej wolności, w której żadna z nich nie działa niezależnie czy autonomicznie. Św. Kasjan wierny w całej pełni tej prawdzie przedstawia czasem jedną stronę synergii (ludzką wolność), a czasami drugą (Bożą łaskę); dla logicznego umysłu Prospera tkwi w tym „kłopotliwa sprzeczność”. Św. Kasjan naucza: „Czym jest to, o czym mówiono w tych wszystkich (cytatach z Pisma Świętego) jeśli nie deklaracją zarówno łaski Bożej, jak i wolności naszej woli, gdyż nawet poprzez własne postępowanie człowiek może zacząć poszukiwać cnót, zawsze jednak oczekując Bożej pomocy?” (Konferencje, XIII, 9). „Co zależy od czego, jest to problem godny uwagi; mianowicie czy Bóg jest łaskawy nam, ponieważ okazaliśmy początki dobrej woli, czy też otrzymujemy początki dobrej woli, ponieważ Bóg jest miłosierny. Wielu wierzy w te prawdy osobno i twierdzi ponad to, co słuszne oraz popada w wiele przeciwstawnych sobie błędów” (Konferencje, XIII, 11). „Te dwie rzeczy, to znaczy zarówno łaska jak i wolna wola, wydają się być dla siebie przeciwnościami; jednak obie są ze sobą w harmonii. Dochodzimy do wniosku, że z powodu pobożności powinniśmy przyjąć je obie, gdyż wydaje się, że odrzucając jedną z nich od siebie naruszamy wiarę Kościoła” (Konferencje, XIII, 11).

Jaka prosta i głęboka nauka dotycząca kwestii, na które zachodni teologowie (nie tylko Augustyn) właściwie nigdy nie byli w stanie znaleźć właściwej odpowiedzi! Dla chrześcijańskiego doświadczenia, a w szczególności dla doświadczenia monastycznego, na którego podstawie przemawiał św. Kasjan, nie ma zupełnie żadnej „sprzeczności” we współpracy wolności i łaski; to wyłącznie ludzka logika odnajduje „sprzeczności”, ponieważ usiłuje zrozumieć te kwestie w sposób zbyt abstrakcyjny i oderwany od życia. Właśnie sposób, w jaki błogosławiony Augustyn, przeciwnik św. Kasjana, przedstawiał trudności tego problemu, pokazuje różnicę w ich podejściu i w głębi ich odpowiedzi. Augustyn przyznawał tylko, że jest to „bardzo trudny problem i zrozumiały wyłącznie dla nielicznych” (List do przełożonego Walentyniusza z Hadrumetum), w ten sposób wskazując, że dla niego był to ciekawy intelektualny problem; podczas gdy dla św. Kasjana była to głęboka tajemnica, której prawda objawia się w doświadczeniu. Pod koniec swojej trzynastej konferencji św. Kasjan dowodzi, że jego doktryna podąża za „wszystkimi katolickimi Ojcami, którzy nauczali doskonałości serca nie w pustych sporach o słowa, ale poprzez uczynki i działanie” (takie wzmianki o „pustych sporach” są najbardziej dosadne na jakie się zdobył w rzeczywistej krytyce wielebnego biskupa Hippony); kończy całą konferencję o współpracy łaski i wolności takimi słowami: „Jeżeli jakieś bardziej wnikliwe ludzkie argumentacje i wywody będą sprzeciwiać się przedstawionej interpretacji, powinny być raczej odrzucone, gdyż mogą doprowadzić w końcu do utraty naszej wiary; Bóg przecież porusza wszystkim wewnątrz nas, a jeżeli nadal wszystko można przypisać wolnej woli ludzkiej, nie może to być w pełni pojęte przez umysł i ludzkie rozumowanie” (Konferencje, XIII, 18).


III. Doktryna predestynacji

Najpoważniejszym błędem, w jaki popadł błogosławiony Augustyn w swoim nauczaniu na temat łaski, była jego idea predestynacji. Jest to idea z powodu której był najczęściej atakowany, i jest jedyną ideą z jego dzieł, która gdy jest źle zrozumiana, powoduje bardzo poważne konsekwencje w niezrównoważonych głowach, w których już nic nie pozostało z myślenia prawosławnego. Musimy jednak pamiętać, że dla większości współczesnych ludzi słowo „predestynacja” kojarzone jest zazwyczaj z późniejszym kalwinistycznym znaczeniem tego słowa (patrz niżej), a ci którzy nie studiowali tego problemu często mają tendencję do zarzucania samemu Augustynowi autorstwa tej potwornej herezji. Trzeba w takim razie zaznaczyć na początku tej dyskusji, że błogosławiony Augustyn z całą pewnością nie nauczał „predestynacji” takiej, jak rozumie ją większość współczesnych ludzi; to czego nauczał, a dotyczy to zresztą całej jego doktryny o łasce, było prawosławną nauką o predestynacji, podaną jednak w sposób jednostronny, przez co bardzo łatwo wynikają z niej nieporozumienia oraz błędne interpretacje.

Prawosławna koncepcja predestynacji zbudowana jest na nauce św. Pawła: Albowiem tych, których od wieków poznał, tych też przeznaczył na to, by się stali na wzór obrazu Jego Syna, aby On był pierworodnym między wielu braćmi. Tych zaś, których przeznaczył, tych też powołał, a których powołał – tych też usprawiedliwił, a których usprawiedliwił – tych też obdarzył chwałą (Rz 8:29-30). Św. Paweł mówi tutaj o wybranych i przeznaczonych (predestynowanych) przez Boga do wiecznej chwały, rozumiejąc przez to, w całym kontekście nauki chrześcijańskiej, że przeznaczenie pociąga za sobą również wolny wybór zbawionych jednostek; widzimy tutaj znowu tajemnicę synergii, współpracę Boga i człowieka. Św. Jan Chryzostom pisze w swoim komentarzu do tego fragmentu (XV homilia na list do Rzymian): „[Apostoł] wymienia zaś postanowienie, ażeby wszystkiego nie przypisać wezwaniu… Jeśli bowiem wystarczało samo wezwanie, dlaczego nie wszyscy zostali zbawieni? Dlatego, powiada, że nie tylko wezwanie, lecz także postanowienie wezwanych dokonało zbawienia, gdyż wezwanie nie nakładało konieczności ani przymusu. Wszyscy zostali wezwani, lecz nie wszyscy posłuchali”. Biskup Teofan Pustelnik wyjaśnia to jeszcze dokładniej: „Odnośnie wolnych stworzeń [Boża predestynacja] nie ogranicza ich wolności i nie czyni z nich bezwolnych wykonawców swoich decyzji. Wolne działanie Bóg przewiduje jako wolne; On widzi cały sposób postępowania wolnej osoby oraz ogólną wypadkową wszystkich jego czynów. A widząc to postanawia tak, jakby już się dokonało… To nie jest tak, że czyny wolnych ludzi są konsekwencją predestynacji, ale że sama predestynacja jest konsekwencją wolnych uczynków” (Komentarz na list do Rzymian).

Tym niemniej logiczny umysł Augustyna domagał się bardzo bliskiego i dokładnego zbadania tej tajemnicy i „wyjaśnienia” jej pozornych trudności w zwykłym rozumowaniu. (Czy ktoś, kto zaliczony jest do „predestynowanych”, musi zabiegać o swoje zbawienie? A gdy nie jest zaliczony do nich, czy może porzucić wszystkie swoje wysiłki i starania?) Nie musimy podążać za jego rozumowaniem, ale dobrze będzie zauważyć, że on sam był świadomy trudności swojego stanowiska i uznawał często za konieczne bronić się i uściślać swoją naukę, aby nie była przez nikogo „źle rozumiana”. W swoim traktacie „O darze wytrwałości” istotnie napisał: „Jednakże w tym stanie nie powinno się tej doktryny głosić wiernym, gdyż niewykształcony tłum lub ludzie o wolniejszym rozumowaniu mogliby być w jakimś stopniu zgorszeni słysząc taką naukę” – niewątpliwie nadzwyczajne przyznanie się do „zawiłości” podstawowej doktryny chrześcijańskiej! Te „zawiłości” doktryny predestynacji (które, nawiasem mówiąc, są często odczuwane przez zachodnich konwertytów do Prawosławia, aż do chwili, gdy nie nabędą trochę doświadczenia w codziennym życiu Cerkwi) można odnaleźć tylko u tych, którzy chcieli „rozwiązać” je intelektualnie; prawosławna nauka o współpracy Boga i człowieka, o konieczności zmagań ascetycznych, oraz o woli Boga aby wszyscy byli zbawieni (1 Tym 2:4) jest wystarczająca, aby usunąć te niepotrzebne komplikacje, które wprowadza ludzka logika zmagając się z tym problemem.

Intelektualne zapatrywania Augustyna na predestynację, jakie dotąd prezentował, spowodowały w umysłach wielu jego słuchaczy powstanie błędnych poglądów dotyczących łaski i wolnej woli. Te poglądy bardzo się rozpowszechniły w ciągu kilku lat po śmierci Augustyna i pewien wielki Ojciec Galii uznał za konieczne się im przeciwstawić. Św. Wincenty z Lerynu, teolog z wielkiego klasztoru położonego na wyspie u południowych wybrzeży Galii, znany ze swojej wierności doktrynie prawosławnej, a zwłaszcza nauce św. Kasjana o łasce, napisał w roku 434 Commonitorium, aby zwalczyć „bluźniercze nowinki” różnych herezji, które atakowały ówczesny Kościół. Wśród tych nowinek potępił poglądy pewnej grupy, która „ośmieliła się w swoim nauczaniu obiecywać, że w ich Kościele, to znaczy pośród ich małej wspólnoty, znajduje się wielka, wyjątkowa i całkowicie osobowa forma łaski Bożej; jest ona udzielana z nieba, bez jakiegokolwiek trudu, zapału czy wysiłku z ich strony, wszystkim osobom należącym do tej grupy, nawet jeżeli o nią nie proszą, ani jej nie szukają, ani nie pragną. I tak podtrzymywani rękami anielskimi, to znaczy chronieni opieką aniołów, nigdy nie urażą swej stopy o kamień, to znaczy nigdy nie zostaną zhańbieni” (Commonitorium, rozdział 26).

Istnieje jeszcze jedno dzieło z tego okresu: Sprzeciw Wincentego, które prawdopodobnie wyszło spod pióra tegoż samego św. Wincentego z Lerynu. Jest to zbiór „logicznych dedukcji” z twierdzeń błogosławionego Augustyna, którym z pewnością każdy prawowierny chrześcijanin musi się przeciwstawić: „Bóg jest sprawcą naszych grzechów”, „pokuta jest daremna dla człowieka predestynowanego na śmierć”, „Bóg stworzył większą część ludzkości na wieczne potępienie,” itp.

Jeżeli krytyka zawarta w tych dziełach skierowana była przeciwko samemu Augustynowi (mimo że św. Wincenty nie wymienia go z imienia), to jest ona wyjątkowo niesprawiedliwa. Augustyn nigdy nie nauczał takiej doktryny predestynacji, która po prostu niweczyłaby całe znaczenie wysiłków ascetycznych; on sam, jak już widzieliśmy, uważał za słuszne występować przeciwko tym, którzy „bez miary wychwalali łaskę, do tego stopnia, że zaprzeczali ludzkiej wolnej woli” (list 214), i z pewnością znalazłby się po stronie św. Wincentego sprzeciwiając się tym, których ten ostatni krytykował. Krytyka św. Wincentego jest rzeczywiście słuszna, ale wtedy, gdy skierowana jest (bardzo słusznie) w stronę nieumiarkowanych naśladowców Augustyna, takim, którzy rozwinęli jego naukę w kierunku nieprawowiernym i lekceważąc wszystkie wyjaśnienia Augustyna nauczali, że łaska Boża może efektywnie działać bez ludzkich wysiłków.

Trzeba niestety przyznać, że jest jeden punkt w nauczaniu Augustyna na temat łaski, a szczególnie dotyczący predestynacji, w którym zawarty jest bardzo poważny błąd, który dostarcza poważnych argumentów do „logicznych dedukcji”, które wywodzą z jego doktryny różni heretycy. Według poglądu Augustyna na łaskę i wolność, twierdzenie Apostoła, że Bóg pragnie by wszyscy ludzie zostali zbawieni (1 Tym 2:4) nie może być dosłownie prawdziwe; bo jeżeli Bóg „predestynuje” tylko nielicznych do zbawienia, nie może więc pragnąć, aby wszyscy byli zbawieni. Tutaj ludzka logika znowu jest niewystarczająca do zrozumienia prawdy chrześcijaństwa. Jednak Augustyn ufając swojej logice, musi „wyjaśnić” ten fragment Pisma Świętego w sposób spójny z całą swoją nauką o łasce; dlatego powiada: „On pragnie aby wszyscy ludzie zostali zbawieni, powiedziano tak, gdyż rozumie się przez to wszystkich predestynowanych, a wśród nich jest przecież każdy rodzaj ludzi” (O karze i łasce, rozdział 44). W ten sposób de facto zaprzeczył, że Bóg pragnie aby wszyscy ludzie zostali zbawieni. Co gorsza, idzie dużo dalej za logicznymi konsekwencjami swoich myśli i naucza nawet (choć tylko w paru miejscach) o „negatywnej” predestynacji, predestynacji do wiecznego potępienia, czyli czegoś zupełnie obcego dla Pisma Świętego. Mówi wyraźnie o „kategorii ludzi, którzy przeznaczeni są na potępienie” (O doskonałości ludzkiej moralności, rozdział 13), a gdzie indziej powiada: „dla tych, których przeznaczył na wieczną śmierć, także jest On najbardziej sprawiedliwym sędzią” (O duszy i jej pochodzeniu, rozdział 16).

Jednak musimy być bardzo uważni, aby nie nadawać słowom Augustyna późniejszych interpretacji, które nadał im Kalwin. Augustyn w tej doktrynie absolutnie nie twierdzi, że Bóg skłania lub zmusza kogokolwiek do czynienia zła; cały kontekst jego myśli jasno pokazuje, że odrzucał takie rzeczy, i często zaprzeczał oskarżeniom tego typu, czasami z widocznym rozdrażnieniem. I tak gdy zarzucano mu, że „jest to czyjaś osobista wina, gdy ktoś porzuca wiarę ulegając lub dając przyzwolenie pokusom, które są powodem jego porzucenia wiary” (przeciwstawiając się poglądom, że to Bóg z góry przeznacza człowieka do porzucenia wiary), Augustyn nawet nie raczył dać odpowiedzi, oprócz: „A kto temu zaprzecza?” (O darze wytrwałości, rozdział 46). Kilka dziesięcioleci później uczeń błogosławionego Augustyna, Fulgencjusz z Ruspe, interpretując jego naukę stwierdza: „Sądzę, że nie można rozumieć w żadnym innym sensie nauki św. Augustyna, w której stwierdza, że istnieją pewne osoby predestynowane do zguby, niż tylko w tym, w którym uznaje się ich karę, a nie ich grzech: odnosi się to nie do zła, które bezprawnie popełnili, ale do kary, którą sprawiedliwie mają ponieść” (Ad Monimum, rozdział I). Doktryna Augustyna o „przeznaczeniu do wiecznej śmierci” nie twierdzi zatem, że Bóg chce lub przeznacza jakiegoś człowieka do porzucenia wiary, albo do czynienia zła, ani też Boża wola nikogo z góry nie przeznacza do piekła, zupełnie niezależnie od ludzkiego wolnego wyboru dobra albo zła; ta doktryna stwierdza raczej, że Bóg chce potępienia tych, którzy mając wolną wolę wybierają zło. Jednak i w takiej formie nie jest to nauczanie prawosławne, i doktryna Augustyna o predestynacji, nawet z tymi wszystkimi uściśleniami, wciąż jest zbyt podatna na manipulacje nieuczciwych komentatorów.

Nauka Augustyna była dostatecznie jasno wyłożona przed napisaniem przez św. Kasjana jego Konferencji, i jest oczywiste kogo miał na myśli ten autor dając w trzynastej konferencji czystą, ortodoksyjną odpowiedź na przedstawione wyżej dylematy: „Gdyż jeżeli nie chce On, aby nawet najmniejszy z nich miał zginąć, to jakże możemy sądzić, bez narażania się na ciężkie bluźnierstwo, że nie pragnie On zbawienia wszystkich ludzi, a tylko niewielu? Zatem ci, którzy odpadli, odpadli przeciwko Jego woli” (Konferencje, XIII, 7). Augustyn nie był w stanie zaakceptować tej nauki, ponieważ fałszywie absolutyzował łaskę i nie mógł sobie wyobrazić, aby coś mogło przeciwstawić się woli Bożej; ale w prawosławnej doktrynie synergii tajemnicę ludzkiej wolności umieszczono w miejscu bardziej zgodnym z prawdą, gdyż w rzeczywistości człowiek może sam wybierać nie przyjmując tego, czego pragnąłby dla niego Bóg i do czego bez przerwy nawołuje i zachęca.

Doktryna predestynacji (nie w ograniczonym znaczeniu prezentowanym przez Augustyna, ale w znaczeniu fatalistycznym, nadanym przez późniejszych heretyków) miała niechlubną historię na Zachodzie. Przynajmniej trzykrotnie powodowała poważne zaburzenia. W połowie V wieku kapłan Lucidus nauczał absolutnej predestynacji zarówno do zbawienia jak i do potępienia, potęga Boża nieodparcie zmuszała jednych do dobra a innych do zła; jednakże musiał odpokutować głoszenie tych herezji po upomnieniu przez św. Faustusa, biskupa Regium, godnego ucznia Lerynu i św. Kasjana, oraz po potępieniu przez lokalny sobór w Arles około roku 475. W wieku IX saksoński mnich Gottshalk ponownie wzbudził kontrowersje głosząc dwie „absolutnie jednakowe” predestynacje (jedna wiodąca do zbawienia i druga do potępienia), zaprzeczając ludzkiej wolności, a zarazem Bożej woli zbawienia wszystkich ludzi, wzbudzając tym samym gwałtowne spory w cesarstwie Franków. Aż wreszcie, w czasach nowożytnych, Luter, Zwingli, a przede wszystkim Kalwin, nauczali najbardziej skrajnej wersji doktryny predestynacji: Bóg stworzył pewnych ludzi jako „naczynia gniewu” do grzechu i na wieczne potępienie, a zbawienie i potępienie udzielane są przez Boga wyłącznie dla własnej przyjemności, bez względu na ludzkie czyny. Mimo że Augustyn nigdy nie nauczał takich przygnębiających i w najwyższym stopniu niechrześcijańskich doktryn, jednak jasne jest gdzie znajduje się zasadnicze ich źródło; nawet Encyklopedia Katolicka (wydanie rok 1911), która starannie broni prawowierności Augustyna, przyznaje: „Źródła herezji predestynacji należy szukać w nieporozumieniach i fałszywych interpretacjach poglądów św. Augustyna dotyczących wiecznego wybrania i potępienia. Zaraz po jego śmierci herezja ta rozprzestrzeniła się w zachodnim Kościele, podczas gdy Wschód w wielkim stopniu ustrzegł się tych niedorzeczności” (tom XII, str. 376). Jest jasne jak słońce, że Wschód uchronił się przed tymi herezjami dzięki nauce św. Kasjana i innych Ojców Wschodu, którzy poprawnie nauczali na temat łaski i wolności, nie pozostawiając miejsca na „fałszywe interpretacje” tej doktryny.

Przekłamania w nauczaniu błogosławionego Augustyna na temat łaski były całkiem poważne i miały opłakane skutki. Jednak nie przesadzajmy i nie obwiniajmy go o całkiem skrajne poglądy, które przypisywali mu heretycy i jego wrogowie. Nie musimy również obwiniać go o powstanie tych herezji; tego typu poglądy pomijają rzeczywistą naturę różnych uwarunkowań w historii myśli teologicznej. Nawet najwięksi myśliciele nie wywierają żadnego wpływu w intelektualnej pustce; przyczyna dla której skrajny predestynacjonizm rozpowszechnił się na Zachodzie w różnych wiekach (a nie na Wschodzie) nie leżała przede wszystkim w nauczaniu Augustyna (które było tylko pretekstem i pozornym usprawiedliwieniem), ale leżała w bardzo logicznej mentalności, która zawsze cechowała ludzi Zachodu: w przypadku Augustyna spowodowała przekłamania i jednostronność w zasadniczo ortodoksyjnym myślicielu, natomiast w przypadku Kalwina (przykładowo) doprowadziła do powstania obrzydliwej herezji, jako w kimś, kto rzeczywiście był już bardzo daleki od myśli i czucia prawosławnego. Gdyby Augustyn nauczał swojej doktryny na Wschodzie i w Grecji, nie powstałaby tam herezja predestynacji, przynajmniej bez tak poważnych i rozpowszechnionych konsekwencji, jakie miała ta herezja na Zachodzie; nieracjonalny charakter wschodniej umysłowości nie wywiódłby żadnych wniosków z błędów Augustyna, w ogóle przykładanoby do niego dużo mniejszą uwagę, niż na Zachodzie, gdzie widziano w nim kogoś, za kogo w dalszym ciągu uważa go współczesna Cerkiew Prawosławna, za czcigodnego Ojca Kościoła, który nie ustrzegł się pewnych błędów i który raczej nie posiada autorytetu przynależnego największym Ojcom Wschodu i Zachodu.

Aby jednak dostrzec to bardziej wyraźnie postarajmy się teraz zbadać w wielu szczegółach naturę jego najbardziej kontrowersyjnych nauk, zwróćmy się z tym do świętych Ojców Wschodu i Zachodu i przytoczmy ich opinie dotyczące błogosławionego Augustyna.


IV. Opinie w V wieku w Galii

Badanie nasze musimy rozpocząć od opinii Ojców z Galii V wieku, gdyż właśnie tam jego nauczanie o łasce zostało po raz pierwszy i gwałtownie zakwestionowane. Widzieliśmy bezkompromisowość krytyki nauczania Augustyna oraz jego naśladowców prezentowanej przez św. Kasjana i Wincentego; jak w takim razie postrzegali oni samego Augustyna? Przy próbie odpowiedzi na to pytanie będziemy musieli zapoznać się nieco głębiej z samą doktryną łaski, a także przyjrzeć się jak uczniowie Augustyna w odpowiedzi na krytykę św. Kasjana byli zmuszeni do wprowadzenia pewnych zmian w nauce swego mistrza.

Historycy kontrowersji wokół łaski w Galii V wieku zgodnie przyznają, że była ona umiarkowana w porównaniu z gwałtownymi sporami dotyczącymi Nestoriusza, Pelagiusza i innych oczywistych heretyków; kontrowersje te postrzegano zawsze jako spory wewnątrz Kościoła, a nie jako spory Kościoła z heretykami. Nikt nigdy nie nazywał Augustyna heretykiem, ani też Augustyn nie nazywał tak tych, którzy mu się sprzeciwiali. Traktaty napisane „Przeciw Augustynowi” są wyłącznie dziełem heretyków (takich jak na przykład nauczyciel Pelagiusza, Julian), a nie Ojców Kościoła.

Prosper z Akwitanii i Hilary w swoich listach do Augustyna informowali go o poglądach św. Kasjana i innych (publikowane jako list nr 225 i 226 w dziełach zebranych Augustyna), zaznaczając, że poza krytyką nauki Augustyna o łasce i predestynacji, w innych sprawach zgadzają się z nim w zupełności i są wielkimi jego wielbicielami. Augustyn ze swojej strony publikując w odpowiedzi na te krytyki swoje dwa traktaty, zwraca się do swoich antagonistów jako do „tych braci naszych, o których troszczy się pobożna miłość”, których poglądy dotyczące łaski „zupełnie wykluczają od sprzyjania błędom pelagian” („O powołaniu świętych”, rozdział 2). W zakończeniu swojego ostatniego traktatu pokornie przedstawia swoje poglądy pod osąd Kościoła: „Niech ci, którzy sądzą, że pozostaję w błędzie rozważą jeszcze raz i znowu dokładnie wszystko co powiedziałem, żeby sami nie popadli w błąd. A kiedy z pomocą tych, którzy przeczytali te pisma, stanę się nie tylko mądrzejszy, ale bardziej doskonały, przyznam, że Bóg jest dla mnie bardzo łaskawy” („O darze wytrwałości”, rozdział 68). Błogosławiony Augustyn z pewnością nigdy nie był „fanatykiem” w swoich sformułowaniach polemizując ze swoimi braćmi w wierze prawosławnej; jego ton zawsze pełen miłości i wybaczenia był wspólny również dla jego oponentów w kwestii łaski.

Sam św. Kasjan w swojej książce Przeciw Nestoriuszowi wymienia Augustyna jako jednego z ośmiu głównych autorytetów patrystycznych w kwestii wcielenia Chrystusa, posługując się cytatami z dwóch jego dzieł. Jest prawdą, że nie zwraca się do Augustyna w wielkich pochwałach, jakich nie szczędził na przykład św. Hilaremu z Poitiers („człowiek obdarzony wszelkimi cnotami i łaskami”) albo św. Ambrożemu („wybitny kapłan Boga, który nigdy nie wypuszcza z rąk Bożej dłoni, świecąc na niej zawsze niby klejnot”), czy też św. Hieronimowi („katolicki nauczyciel, którego pisma oświecają świat cały niby Boskie lampy”). Augustyna nazywa po prostu „Augustyn, kapłan z Hippony” i nie ulega wątpliwości, że czyni tak, gdyż uważa go za Ojca o mniejszym autorytecie od tamtych. Coś podobnego można zaobserwować u późniejszych wschodnich Ojców, którzy wprowadzili rozróżnienie na „Boskiego” Ambrożego i „błogosławionego” Augustyna, jest to prawdziwy powód dlaczego Augustyn zazwyczaj nazywany jest „błogosławionym” w Cerkwi wschodniej aż do dnia dzisiejszego (to nazwanie wyjaśnimy jeszcze poniżej). Pozostaje faktem jednak, że św. Kasjan uważał Augustyna za autorytet w tych tematach, w których nie pojawiały się jego podglądy o łasce, to znaczy za Ojca Kościoła, a nie za heretyka czy osobę o podejrzanych poglądach, którego lepiej pominąć milczeniem. Istnieje także antologia z nauk Augustyna na temat Trójcy Świętej i wcielenia, która została przekazana do naszych czasów pod imieniem św. Wincentego z Lerynu, ewidentny znak tego, że Augustyn był akceptowany jako nauczyciel ortodoksyjnej doktryny, z wyłączeniem tylko pewnych punktów spornych, nawet przez tych, którzy odrzucali jego naukę o łasce.

Krótko po śmierci Augustyna (lata 30. V wieku), Prosper z Akwitanii odbył podróż do Rzymu i odwołał się do autorytatywnej opinii papieża Celestyna, aby potępił oponentów Augustyna. Papież nie wydał żadnego wyroku w sprawach dogmatycznych, ale wysłał list do biskupów południowej Galii, który, jak się wydaje, wyrażał powszechną, jak również „oficjalną” w tym czasie wykładnię poglądów Augustyna na Zachodzie: „Z Augustynem, którego wszyscy ludzie na całej ziemi kochają i czczą, zawsze byliśmy w jedności. Niechaj zostanie zaniechany ten duch dyskredytowania jego nauki, który niestety rozszerza się”.

Nauczanie Augustyna o łasce rzeczywiście rozwijało się wzniecając zamieszanie w Kościele galijskim przez cały V wiek. Jednak najtęższe umysły po obu stronach sporu zabierały głos zawsze w sposób wyważony. Nawet Prosper z Akwitanii, po śmierci Augustyna najważniejszy z jego uczniów, przyznaje w jednej ze swych prac broniących go („Odpowiedzi na Capitula Gallorum”), że Augustyn przemawiał zbyt niedbale (durius), gdy stwierdził, że Bóg nie chce aby wszyscy ludzie zostali zbawieni. W swoim późniejszym dziele (około roku 450), Wezwanie wszystkich narodów (De vacatione omnium gentium) stwierdza, że jego własna nauka znacznie dojrzała w podeszłych latach (niektórzy badacze podważają tradycyjne przypisywanie tego listu Prosperowi, jednak współczesna nauka potwierdziła jego autorstwo). Książka ta stawia sobie za cel „zbadanie jakie ograniczenia i jaki umiar powinniśmy zachować w naszych wypowiedziach biorąc udział tym konflikcie poglądów”, a autor rzeczywiście usilnie stara się wyrazić prawdę o łasce i zbawieniu w taki sposób, aby uczynić zadość obydwu stronom i, jeśli to możliwe, zakończyć cały ten spór. W szczególności podkreśla on, że łaska nie zniewala nikogo, ale działa w harmonii z ludzką wolną wolą. Objaśniając sens swej nauki, pisze: „Jeżeli porzucimy całkowicie wszelkie kłótnie, które powstają podczas nieumiarkowanych dyskusji i polemik, będzie jasne, że musimy zgodzić się na trzy zasadnicze punkty dotyczące tej kwestii. Po pierwsze musimy wyznać, że Bóg chce aby wszyscy ludzie zostali zbawieni oraz aby otrzymali oni pełnię prawdy. Po drugie nie ma żadnych wątpliwości, że wszyscy, którzy rzeczywiście poznają pełnię prawdy i dochodzą do zbawienia, nie czynią tego mocą własnych cnót i zasług, ale w wyniku skutecznej pomocy łaski Bożej. Po trzecie musimy zgodzić się, że ludzki rozum jest niezdolny do przeniknięcia głębokości Bożych wyroków”. Jest to zasadniczo „zreformowana” (i w sposób znaczący poprawiona) wersja doktryny Augustyna, która ostatecznie zwyciężyła 75 lat później w Orange na Soborze, który położył kres tym sporom.

Najważniejszym Ojcem Kościoła w Galii, który po św. Kasjanie głosił ortodoksyjną doktrynę synergii, był św. Faustus z Lerynu, późniejszy biskup Rhegium (Riez). Napisał on traktat „O łasce Bożej i wolnej woli” w którym zaatakował zarówno „zgubnego nauczyciela Pelagiusza” z jednej strony, jak i „błąd predestynacjonizmu” (mając na myśli kapłana Lucidusa) z drugiej strony. Podobnie do św. Kasjana uważał, że łaska i wolność są paralelne; łaska zawsze współpracuje z ludzką wolą ku zbawieniu. Porównywał wolną wolę do „małego haczyka”, który zarzucamy, aby uchwycić łaskę; porównanie niezbyt odpowiednie, aby łagodzić opór rygorystycznych Augustynian, którzy upierali się bezwarunkowo przy „łasce uprzedzającej”. Gdy w liście do diakona Grekusa pisał o dziełach Augustyna, zaznaczył tam, że nawet „u najbardziej wykształconych ludzi zdarzają się poglądy, które mogą być podejrzane”; jednak do osoby Augustyna zawsze pozostawał pełen szacunku i nazywał go „błogosławionym hierarchą” (beatissimus pontifex). Św. Faustus święcił też dzień pamięci błogosławionego Augustyna i w swoich pismach umieścił swoją homilię na to święto.

Jednak nawet te łagodne określenia tego wielkiego Ojca rygorystyczni uczniowie Augustyna uznali za niewłaściwe. Fulgencjusz z Ruspe pisał traktaty o łasce i predestynacji sprzeciwiające się poglądom św. Faustusa, w ten sposób wciąż rozniecając ogień tych kontrowersji. Prawosławny pogląd na ten spór możemy napotkać w zbiorze not biograficznych sporządzonych pod koniec V wieku przez kapłana Gennadiusza z Marsylii, Żywoty sławnych ludzi (ciąg dalszy księgi św. Hieronima o tym samym tytule). Sam Gennadiusz w swoim traktacie O dogmatach Kościoła w sprawach dotyczących łaski i wolnej woli jawi się nam jako uczeń św. Kasjana, a jego komentarze na temat wiodących uczestników sporu dają nam dobry pogląd na to, jak obrońcy św. Kasjana na Zachodzie postrzegali te kwestie 50 i więcej lat po śmierci zarówno Augustyna jak i Kasjana.

O św. Kasjanie Gennadiusz twierdził: „Pisał z własnego doświadczenia i przekonującym językiem, lub mówiąc jaśniej, jego słowa pełne były znaczenia tak jak jego czyny nauki. Zapełniał wszystkie strony swoich ksiąg praktycznymi wskazówkami dla każdego rodzaju mnichów”. Dalej następuje wyliczenie wszystkich jego dzieł, razem ze wszystkimi Konferencjami wymienionymi z nazwy, co czyni ten rozdział najdłuższym w jego książce. Konkretnie na temat łaski nie mówi nic szczególnego, ale św. Kasjan przedstawiony został wyraźnie jako Ojciec Kościoła.

Z drugiej strony o Prosperze Gennadiusz twierdził: „Uważam za jego dzieło pewną anonimową księgę, napisaną przeciwko pewnym książkom Kasjana, które Kościół ma za zbawienne, ale które on piętnuje jako szkodliwe; rzeczywiście, niektóre twierdzenia Kasjana i Prospera na temat łaski Bożej i wolnej woli są ze sobą sprzeczne.” Ortodoksyjność nauki Kasjana o łasce jest tutaj wyraźnie potwierdzona, natomiast nauka Prospera jest przedstawiona jako jej przeciwna; jednak jego krytyka nauki Prospera jest dość umiarkowana.

O św. Faustusie Gennadiusz pisze: „Napisał wspaniałe dzieło O łasce Bożej poprzez którą się zbawiamy, w którym naucza, że łaska Boża zawsze zaprasza, uprzedza i pomaga naszej woli, i jakąkolwiek korzyść w pobożnych wysiłkach może odnieść nasza wolna wola, nie jest to jej własna zasługa, ale jest to dar łaski.” A później, po skomentowaniu innych jego książek, dodaje: „Ten wyjątkowy nauczyciel cieszy się ogromnym zaufaniem i jest bardzo podziwiany.” Najwyraźniej Gennadiusz broni św. Faustusa jako Ojca Kościoła, a w szczególności broni go przeciwko oskarżeniom (stawianym również przeciwko św. Kasjanowi), że zaprzecza „łasce uprzedzającej”. Naśladowcy Augustyna nie mogli zrozumieć, że prawosławna doktryna synergii w ogóle nie zaprzecza „łasce uprzedzającej”, a naucza jedynie o jej współdziałaniu z wolną wolą. Gennadiusz (oraz sam św. Faustus) wydał specjalne oświadczenie potwierdzające jego wiarę w „łaskę uprzedzającą”.

Zobaczmy teraz co Gennadiusz ma do powiedzenia o samym Augustynie. Powinniśmy pamiętać, że jego książka powstała w roku 480 lub 490, kiedy kontrowersje na temat nauki Augustyna na temat łaski miały już 60 lat, i kiedy jego błędy doktrynalne zostały już zdemaskowane i dokładnie przedyskutowane, i kiedy bolesne konsekwencje tych błędów były widoczne w dopiero co potępionym predestynacjonizmie Lucidusa.

„Augustyn, biskup Hippony, człowiek znany na całym świecie, nauczyciel świeckich i duchownych, nieskazitelny w wierze, czysty w życiu, napisał tak dużo dzieł, że nie można ich wszystkich zliczyć. Czy znajdzie się ktoś, kto mógłby pochwalić się tym, że posiada wszystkie jego dzieła, albo któż pilnie przestudiowałby wszystko to, co on napisał?” Do tych pochwał Augustyna niektóre rękopisy dodają słowa krytyki: „Dlatego, z uwagi na mnogość jego słów, spełniło się powiedzenie Salomona: Nie uniknie się grzechu w gadulstwie”. Ta krytyka Augustyna (czy to samego Gennadiusza, czy też późniejszego kopisty) jest tak samo łagodna jak ta św. Kasjana czy Faustusa, wykazująca jedynie, że nauka Augustyna nie była wcale bezbłędna. Najwyraźniej rzecznicy pełnej ortodoksyjnej nauki na temat łaski w Galii V wieku nie uważali Augustyna za nikogo innego jak wielkiego nauczyciela i Ojca, jednak uważali za konieczne wykazanie niektórych jego błędów. Takie wciąż jest prawosławne podejście w stosunku do błogosławionego Augustyna, które przetrwało do naszych czasów.

Z początkiem VI wieku kontrowersje na temat łaski skoncentrowały się na krytyce nauki św. Faustusa, którego „mały haczyk” wolnej woli wciąż bardzo niepokoił logicznie rozumujących naśladowców Augustyna. Cały spór w końcu zakończył się dzięki wysiłkom jednego człowieka, którego stanowisko szczególnie sprzyjało końcowemu porozumieniu dwóch zwaśnionych stron. Św. Cezariusz, metropolita Arles, były mnich monasteru w Lerynie, gdzie był jednym z najsurowszych ascetów oraz naśladowcą monastycznych nauk św. Faustusa, którego nigdy nie przestawał nazywać świętym; ale jednocześnie ogromnie podziwiał on i miłował błogosławionego Augustyna, przy końcu swoich dni poprosił Boga o łaskę odejścia z tego świata w dzień przejścia do nieba Augustyna (dokładnie umarł w wigilię tego dnia, 27 sierpnia 543 roku). Pod jego przewodnictwem odbył się w 529 roku Sobór w Orange, na którym 14 biskupów przyjęło 25 kanonów, nieco zmieniających naukę o łasce w wersji Augustyna. Błędne wypowiedzi Augustyna o niemal nieodpartej naturze łaski zostały starannie pominięte, nie wspomniano też nawet o jego koncepcji predestynacji. Ważne jest, że doktryna „predestynacji do zła” (którą niektórzy błędnie wyprowadzili na drodze „logicznej dedukcji” z Augustynowej „predestynacji do śmierci”) została stanowczo potępiona a jej naśladowcy („jeśli znajdą się tacy, którzy będą chcieli wierzyć w tak straszne rzeczy”) wyklęci.

Sobór ten nie potwierdził wykładni ortodoksyjnej doktryny św. Kasjana i św. Faustusa, jednak nie została też ona potępiona; ich nauka o synergii po prostu nie była rozumiana. Oczywiście wolność ludzkiej woli została potwierdzona w całej pełni, jednak w ramach zachodniego, bardzo logicznego podejścia do łaski i natury. Nauka Augustyna została poprawiona, jednak nie uznano jeszcze w pełni nauki ortodoksyjnej. Właśnie dlatego nauczanie św. Kasjana jest dzisiaj tak wielkim objawieniem dla poszukujących prawdy ludzi Zachodu, przy czym nauczanie Augustyna w wersji poprawionej nie jest „fałszywe”, po prostu nauczanie św. Kasjana jest dużo głębszym i pełniejszym odzwierciedleniem prawdy.


V. Opinie w VI wieku na wschodzie i na zachodzie

Gdy spory na temat łaski wygasły na Zachodzie (Wschód nie przykładał do nich większej wagi, gdyż nauka prawosławna była bezpieczna i nie atakowana przez nikogo), dobre imię Augustyna pozostało nietknięte: był on wielkim Ojcem Kościoła, znanym i szanowanym na Zachodzie, a na Wschodzie może mniej znanym ale również szanowanym.

Podejście Zachodu do jego osoby możemy poznać ze wzmianek o nim pisanych przez św. Grzegorza Dialoga, papieża rzymskiego, uznawanego za Ojca Kościoła tak na Wschodzie jak i na Zachodzie. W liście do prefekta afrykańskiego, Innocentego, św. Grzegorz pisze (mając na myśli przede wszystkim komentarze Augustyna do Pisma Świętego): „Jeżeli chcesz się nasycić najwyborniejszym pokarmem czytaj dzieła błogosławionego Augustyna, twojego rodaka, które są jak czysta mąka w porównaniu z naszymi plewami” (Listy, Księga X, 37) W innym miejscu św. Grzegorz nazywa go „świętym Augustynem” (Listy, Księga II, 54).

Na Wschodzie, gdzie nie było potrzeby debatować o błogosławionym Augustynie (którego pisma były raczej mało znane), opinia na jego temat wyraźnie uwidoczniła się podczas wielkiego wydarzenia tego stulecia, gdy Ojcowie Wschodu i Zachodu zgromadzili się razem na piątym Soborze Powszechnym, który miał miejsce w Konstantynopolu w roku 553. W dokumentach soborowych imię Augustyna było wspomniane kilka razy. I tak podczas pierwszej sesji Soboru przeczytano zgromadzonym ojcom list św. cesarza Justyniana, zawierający następujący fragment: „Oświadczamy w uzupełnieniu, że mocno trzymamy się uchwał czwartego Soboru i pod każdym względem bierzemy za wzór świętych Ojców naszych – Atanazego, Bazylego, Grzegorza z Konstantynopola, Cyryla, Augustyna, Proklusa, Leona oraz ich pisma dotyczące prawdziwej wiary”.

Także w ostatniej sentencji Soboru, gdy Ojcowie w pewnej sprawie odwoływali się do autorytetu błogosławionego Augustyna, przedstawili go w następujący sposób: „Przeczytano kilka listów Augustyna, najświętszej pamięci, który świecił oszałamiającym blaskiem wśród biskupów Afryki…”

W końcu papież rzymski, Wigiliusz, który przebywał w Konstantynopolu, ale nie wziął udziału w Soborze, w „Liście dekretującym”, który napisał kilka miesięcy później (kiedy jeszcze przebywał w Konstantynopolu) ostatecznie przyjmując rozstrzygnięcia Soboru, tłumacząc swoje opóźnienie posłużył się przykładem błogosławionego Augustyna, o którym napisał takie słowa: „Oczywiste jest, że nasi Ojcowie, a zwłaszcza błogosławiony Augustyn, który był prawdziwie wybitnym komentatorem Pisma Świętego oraz mistrzem wymowy, zmieniał wiele w treści swych dzieł, poprawiał wiele własnych stwierdzeń oraz dodawał to, co wcześniej zostało pominięte, a co odnalazł potem”.

Jasne jest w takim razie, że w VI wieku błogosławiony Augustyn uważany był za Ojca Kościoła, o którym mówiono z wielką czcią, która wcale nie malała z powodu uznania kilku jego stwierdzeń za niezbyt precyzyjne i które sam musiał później poprawiać.

W późniejszych wiekach fragment z listu św. cesarza Justyniana, w którym Augustyn został wymieniony wśród największych Ojców Kościoła, był używany przez pisarzy łacińskich w dysputach teologicznych ze Wschodem (akta soborowe przetrwały tylko w wersji łacińskiej), z zamiarem bezspornego wykazania autorytetu Augustyna i innych zachodnich Ojców w Kościele Powszechnym. Zobaczymy dalej jak najwięksi wschodni Ojcowie tych wieków zgodzili się uznać błogosławionego Augustyna za Ojca Kościoła i jednocześnie poznamy ich naukę przekazaną prawosławnym o traktowaniu Ojców w rodzaju Augustyna, którzy popadli w pewne błędne przekonania.


VI. Wiek IX: œw. Focjusz Wielki

Teologia błogosławionego Augustyna (ale już nie ta dotycząca łaski) pierwszy raz stała się na Wschodzie przyczyną kontrowersji pod koniec IX wieku, w związku ze sławnym argumentem dotyczącym sporu o Filioque (nauka, że Duch Święty pochodzi także „od Syna” a nie tylko od Ojca, jak to było zawsze nauczane na Wschodzie). Kwestia ta spowodowała, że po raz pierwszy cała teologia Augustyna stała się obiektem bardzo dokładnego badania na Wschodzie przez greckiego Ojca, św. Focjusza; Ojcowie Galii, którzy sprzeciwiali się mu w kwestii łaski, mimo że nauczali w duchu wschodnim, wszyscy żyli na Zachodzie i pisali po łacinie.

Spór wokół filioque jest rozległym tematem, o którym wydano niedawno bardzo pouczającą książkę* . W tym miejscu zajmiemy się tylko stanowiskiem św. Focjusza dotyczącym nauk błogosławionego Augustyna. Zasadniczo jest to to samo stanowisko co Ojców Kościoła w Galii w V wieku, jednak św. Focjusz daje dużo bardziej szczegółowe wyjaśnienia, jak wygląda nauczanie prawosławne w stosunku do tego wielkiego i świętego Ojca, który popełnił błędy.

W jego „liście do Patriarchy Akwilei” (który był jednym z największych obrońców Filioque na Zachodzie) św. Focjusz stara się odeprzeć kilka zarzutów. Na stwierdzenie: „Wielki Ambroży, Augustyn, Hieronim oraz wielu innych pisało, że Duch Święty pochodzi także od Syna”, św. Focjusz odpowiada: „Jeśli dziesięciu lub nawet dwudziestu Ojców tak stwierdziło, to sześciuset i wielkie mnóstwo innych tego nie potwierdza. Kim są ci, którzy obrażają Ojców? Czy to nie ci, którzy zamykają całą pobożność tych kilku Ojców w paru słowach i przeciwstawiają ich Soborom, stawiają ponad nieprzeliczalną liczbą innych Ojców? A może ci, którzy wybierają za swoich obrońców większość Ojców? Kto obraża świętego Augustyna, Hieronima i Ambrożego? Czy to nie ten, kto zmusza ich do sprzeciwu wobec wspólnego Mistrza i Nauczyciela, a może ten, kto nie czyniąc nic z tych rzeczy pragnie by wszyscy wypełniali nakazy wspólnego im Mistrza?”

Następnie św. Focjusz przedstawia zarzut typowy dla bardzo rozpowszechnionej wąsko-logicznej umysłowości łacińskiej: „Jeżeli nauczali prawowiernie, to każdy, kto uważa ich za Ojców powinien dać wiarę ich naukom; natomiast jeśli nie nauczali prawowiernie, powinni zostać odrzuceni precz razem z heretykami.” Odpowiedź św. Focjusza na ten racjonalistyczny pogląd to przykład głębokości, wrażliwości i współczucia z jaką prawdziwe Prawosławie traktuje tych, którzy pobłądzili w dobrej wierze: „Być może jakieś złożone uwarunkowania popchnęły wielu Ojców do wyrażania się niezbyt precyzyjnie, po części też mówili stosownie do określonych okoliczności, często atakowani przez wrogów, w czasach pełnych ludzkiej niewiedzy, od której sami nie byli wolni?... Jeśli kilku przemawiało niezbyt precyzyjnie, lub z jakiegoś nam nie znanego bliżej powodu nawet zboczyło ze ścieżki prawdy, ale bez wątpliwości łatwo było ich nakłonić, lub też przez kogoś wezwać do prawdziwej nauki, uznajemy ich na równi z Ojcami, tak jakby wcale czegoś takiego nie twierdzili, z powodu ich sprawiedliwego życia, wybitnych cnót, ich wiary oraz nienaganności pod każdym innym względem. Jednakże nie podążamy za ich nauką, w której pobłądzili na ścieżkach prawdy… My jednak znamy wielu naszych świętych Ojców i nauczycieli, którzy odeszli od prawdziwych dogmatów, i nie przyjmujemy jako doktryn wiary tych obszarów, w których pobłądzili, jednak obejmujemy ich jako ludzi. Tak jest też w przypadku każdego, komu zarzuca się głoszenie nauki mówiącej, że Duch pochodzi od Syna, odrzucamy to, co sprzeciwia się słowom Zbawiciela, jednak nie pozbawiamy nikogo tytułu Ojca.”

W swoim późniejszym traktacie na temat pochodzenia Ducha Świętego, Mystagogia, św. Focjusz przemawia na podobną nutę w odniesieniu do Augustyna i innych, którzy zbłądzili odnośnie kwestii Filioque, broniąc znowu Augustyna przed tymi, którzy fałszywie umieszczali go w opozycji do tradycji Kościoła, łagodnie zachęcając łacinników do spuszczenia zasłony na błędy swoich Ojców „w ciszy i dziękczynieniu”.

Nauka błogosławionego Augustyna na temat Trójcy Świętej, podobnie jak jego nauka o łasce, rozminęła się z prawdą nie dlatego, że w każdym punkcie była błędna; gdyby Augustyn znał pełnię nauki Wschodu na temat Trójcy Świętej, prawdopodobnie nie nauczałby, że Duch pochodzi „również od Syna”. Augustyn podchodził do całego dogmatu od innej, psychologicznej strony, co różniło go od podejścia wschodniego, starającego się wyrazić całą prawdę naszej wiedzy o Bogu; tutaj, podobnie zresztą jak w przypadku nauki o łasce i w innych doktrynach, podejście łacińskie okazało się dużo węższe, co nie oznacza jeszcze, że jest „błędne”, ale raczej że jest „ograniczone”. Kilka wieków później wielki wschodni Ojciec, św. Grzegorz Palamas, był w stanie usprawiedliwić niektóre łacińskie sformułowania dotyczące pochodzenia Ducha Świętego (wtedy, gdy nie chodziło konkretnie o sprawę pochodzenia Hipostazy Ducha Świętego), dodając: „Nie powinniśmy zachowywać się w sposób gorszący, na próżno sprzeczając się o słowa.” Ale nawet tych, którzy nauczali niewłaściwie o pochodzeniu Hipostazy Ducha Świętego (św. Focjusz wierzył, że tak właśnie czynił Augustyn), jeżeli nauczali tak przed dokładnym omówieniem tej kwestii w Kościele i gdy prawosławna doktryna nie została jeszcze im wyraźnie przedstawiona, powinniśmy traktować ich wyrozumiale, „nie pozbawiając nikogo tytułu Ojca”.

Powinniśmy dodać, że sam błogosławiony Augustyn w pełni zasługiwał na przyjazną łaskawość okazywaną mu odnośnie jego potknięć. W zakończeniu swojego dzieła O Trójcy napisał: „Mój Władco, Jedyny Boże, Boże Trójco, jeśli napisałem w tych księgach cokolwiek o Tobie, niech wyznają to ci, którzy są Twoimi; jeśli zaś są w nich tylko moje własne myśli, niech będzie mi to przebaczone, zarówno przez Ciebie, jak i przez tych, którzy są Twoimi.”

A więc w IX wieku, gdy wybuchł spór wokół następnego błędu błogosławionego Augustyna, który przyczynił się do poważnego konfliktu w Kościele, Prawosławny Wschód wciąż uważał go za świętego Ojca Cerkwi.


VII. Czasy póŸniejsze: œw. Marek Efeski

Na „unijnym” Soborze Florenckim w XV wieku powstała sytuacja podobna do tej z czasów św. Focjusza: łacinnicy powoływali się na Augustyna jako autorytet (czasami nieprawidłowo) dla poparcia nauczania tak różnych doktryn jak Filioque czy czyściec, a wielcy teologowie Wschodu polemizowali z tym.

W pierwszej deklaracji skierowanej do Greków dla obrony doktryny o oczyszczającym ogniu czyśćcowym łacinnicy przytoczyli fragment listu św. cesarza Justyniana do ojców piątego Soboru Powszechnego (przytoczonego już powyżej), aby ustanowić w Kościele powszechny autorytet błogosławionego Augustyna oraz innych zachodnich świętych. Na to św. Marek odpowiedział (w swojej „Pierwszej homilii o ogniu czyśćcowym”): „Przede wszystkim przytoczyliście pewne słowa z piątego Soboru Powszechnego, które mówią, że we wszystkim trzeba podążać za tymi Ojcami, których wypowiedzi chcieliście przytoczyć, i całkowicie przyjąć to, czego nauczali; w tej liczbie jest Augustyn i Ambroży, którzy przypuszczalnie w większej mierze od innych nauczali o ogniu oczyszczającym. Jednak my nie znamy tych słów, gdyż nie posiadamy akt tego Soboru, i właśnie dlatego prosimy o ich przedstawienie, jeśli są spisane po grecku. Gdyż jesteśmy trochę zaskoczeni, że w tym tekście wymieniono między innymi nauczycielami również Teofila; jest on znany wszędzie nie ze swoich pism, ale jego zła sława wynika z jego wściekłej nienawiści do Jana Złotoustego”* .

Św. Marek protestuje wyłącznie przeciwko uznaniu Teofila za Nauczyciela Kościoła, a nie przeciwko Augustynowi czy Ambrożemu. Później w tym traktacie (rozdziały 8, 9) św. Marek omawia cytaty z „błogosławionego Augustyna” oraz „Boskiego Ojca Ambrożego” (określenia te przyjęły się w Prawosławiu i zwykli ich używać późniejsi Ojcowie Cerkwi), niektóre przyjmując a inne odrzucając. W innych swoich pismach skierowanych na ten Sobór św. Marek traktuje pisma Augustyna jako czyste źródło ortodoksji (najwyraźniej ma na myśli greckie tłumaczenia kilku dzieł Augustyna, które powstały w czasach św. Focjusza). W swoich „Odpowiedziach na trudne kwestie i pytania kardynałów i innych łacińskich nauczycieli” św. Marek cytuje z Monologów i O Trójcy, przedstawiając autora tych dzieł jako „błogosławionego Augustyna”, skutecznie wykorzystując jego słowa przeciwko nauce łacińskiej na Soborze. W jego piśmie „Sylogistyczne rozdziały przeciwko łacinnikom” zwraca się nawet do „Boskiego Augustyna” znowu przytaczając korzystne dla niego cytaty z dzieła O Trójcy. Zwróćmy uwagę, że gdy św. Marek cytuje jakichś łacińskich nauczycieli o niewielkim autorytecie w Cerkwi Prawosławnej, starannie pomija wszelkie oznaki czci, takie jak „błogosławiony” czy „Boski”. Na przykład Tomasz z Akwinu jest dla niego tylko „Tomaszem, łacińskim nauczycielem”.

Tak jak św. Focjusz, św. Marek widząc, że łacińscy teologowie wielokrotnie powołują się na błędne nauczanie niektórych Ojców sprzeciwiające się nauczaniu samego Kościoła, uważał za niezbędne przedstawić prawosławną naukę dotyczącą tych Ojców, którzy w pewnych kwestiach pobłądzili. Uczynił to w sposób podobny do św. Focjusza, ale nie w odniesieniu do Augustyna, którego błędy usiłował usprawiedliwić i przedstawić w jak najlepszym świetle, ani nawet nie do żadnego z zachodnich Ojców, którzy popadli w błędy nie mniej poważne od augustynowych. Oto co pisze św. Marek:

„W związku z cytowanymi słowami św. Grzegorza z Nyssy byłoby lepiej całkiem je przemilczeć i nie przymuszać nas, abyśmy ze względu na naszą obronę wyciągali je na światło dzienne. Gdyż Nauczyciel ten wydaje się tutaj być wyraźnie w zgodzie z twierdzeniami orygenistów i poddaje myśl o końcu mąk piekielnych.” Według św. Grzegorza (św. Marek kontynuuje): „nastąpi ostateczne odnowienie wszystkiego, wraz z samymi demonami, ‘aby Bóg’, powiada on zgodnie ze słowami Apostoła, ‘był wszystkim we wszystkich’. Wobec tego, że te słowa również były przytoczone, wśród innych wypowiedzi, musimy przede wszystkim traktować je tak, jak wszystkie słowa pochodzące od naszych Ojców. Możliwe jednak, że są to tylko przekłamania albo wstawki dokonane przez jakichś heretyków i orygenistów… Jednak jeżeli ten święty człowiek rzeczywiście miał takie zdanie, było to wtedy, kiedy ta nauka była dopiero przedmiotem dysput i jeszcze nie została ostatecznie potępiona i odrzucona przez przeciwną naukę, która została potem ogłoszona na V Soborze Powszechnym. Nie ma więc nic zaskakującego w tym, że on, będąc człowiekiem, pobłądził przy próbie precyzowania (prawdy), gdyż to samo przytrafiało się wielu innym przed nim, na przykład Ireneuszowi z Lyonu czy Dionizemu z Aleksandrii, i wielu innym… Tak więc te wypowiedzi dotyczące ognia, jeśli nawet rzeczywiście zostały wypowiedziane przez fenomenalnego Grzegorza, nie oznaczają jakiegoś dodatkowego oczyszczenia (takiego, jakim mógłby być czyściec – przyp. wydawcy), ale mówią o końcowym oczyszczeniu i końcowej odnowie wszystkiego; jednakże w żaden sposób nie są dla nas do przyjęcia, gdyż my trzymamy się zawsze powszechnego orzeczenia Kościoła i za przewodnika mamy Boskie Pisma; to, co jakiś nauczyciel napisał, pozostaje zawsze tylko jego osobistą opinią. A więc, jeśli nawet jeszcze ktoś inny pisałby o ogniu oczyszczającym, nie musimy tego przyjmować” („Pierwsza homilia o ogniu czyśćcowym”).

Łacińscy hierarchowie byli ogromnie oburzeni tą repliką i upoważnili jednego z najbardziej wybitnych teologów Zachodu, hiszpańskiego kardynała Juana de Torquemada (wujka sławnego Wielkiego Inkwizytora), aby odpowiedział na przedstawione argumenty, co też uczynił w następujących słowach: „Grzegorz z Nyssy, bez wątpienia największy wśród Nauczycieli, przekazał nam w jasny sposób naukę o ogniu czyśćcowym… Jednak twoja odpowiedź, że on będąc człowiekiem mógł się mylić, wydaje się nam nie do przyjęcia; gdyż ludźmi byli również Piotr i Paweł, także inni Apostołowie oraz czterej Ewangeliści, aby nie wspomnieć Atanazego Wielkiego, Bazylego, Ambrożego, Hilarego i innych wielkich świętych Kościoła, którzy wszyscy byli ludźmi i, wskutek tego, mogli się mylić! Czy nie sądzisz, że twoja odpowiedź przekracza ustalone granice? W takim razie cała wiara, cały Nowy i Stary Testament, przekazany nam poprzez ludzi, jest teraz poddany w wątpliwość, gdyż jeżeli ktoś uzna twoje pomysły za słuszne, nie może już wykluczyć, że ci wszyscy ludzie mogli się mylić. Czy w takim razie pozostanie coś godnego zaufania w Piśmie Świętym? Co będzie trwałe i niezmienne? My również przyznajemy, że ludzką rzeczą jest błądzić, dopóki ktoś pozostaje człowiekiem i wszystko czyni wyłącznie swoją mocą; ale gdy jest prowadzony przez Ducha Świętego i przechodzi przez sprawdzian Kościoła w tych sprawach, które są związane z wiarą katolicką i dogmatami, wtedy zapewniamy, że to co głosi, jest absolutną prawdą.”

Logiczną konsekwencją tego łacińskiego poszukiwania „doskonałości” u świętych Ojców będzie, oczywiście, papieska nieomylność. Logika takiego stanowiska jest dokładnie tego samego rodzaju, jak tych, którzy przekonywali św. Focjusza, że jeżeli Augustyn, lub inni nauczyciele, mylili się w jakimś punkcie, to powinni w takim razie zostać „odrzuceni precz razem z heretykami”.

Św. Marek w swojej odpowiedzi na te stwierdzenia powtórzył prawosławny pogląd, że „każdy może zostać Nauczycielem ale nikt nie może nauczać z absolutną nieomylnością; do czego w takim razie potrzebne były świętym Ojcom Sobory Powszechne?” A takim prywatnym poglądom (jako przeciwstawnym natchnionemu tekstowi Pisma Świętego oraz Tradycji Cerkwi) „nie powinniśmy bezgranicznie ufać, czy też przyjmować bez dokładnego zbadania.” Potem przytacza dużo cytatów i bardzo drobiazgowo rozważa naukę św. Grzegorza z Nyssy, wykazując, że faktycznie zdarzają się wśród nich poglądy błędne, które można mu przypisać (konkretnie to zaprzeczenie wieczności cierpień w piekle oraz powszechne zbawienie), a końcowe, autorytarne potwierdzenie tej tezy wykazuje na przykładzie samego Augustyna.

„To, że tylko kanoniczne Pisma posiadają nieomylność, poświadcza błogosławiony Augustyn, który w liście do Hieronima pisze: ‘Słusznie jest darzyć szacunkiem i czcią otaczać wyłącznie księgi Pisma Świętego, które nazywamy „kanonicznymi”, gdyż mocno wierzę, że żaden z autorów tych ksiąg nie mylił się w niczym… Co do innych pism, nieważne jak bardzo doskonali w świętości i mądrości byli ich autorzy, czytając je nie traktuję ich nauk jako prawdziwych jedynie dlatego, że oni tak nauczali i myśleli’. Potem w liście do Fortunata [św. Marek dalej cytuje Augustyna] pisze następujące słowa: ‘Nie powinniśmy obdarzać żadnego człowieka, nawet gdyby był on prawosławny i miał jak najlepszą opinię, tym samym rodzajem autorytetu, jaki posiadają jedynie pisarze Pism kanonicznych, jest to przesadne zaufanie, dla nas nie do przyjęcia, bo przez szacunek jaki bylibyśmy im winni, nie moglibyśmy zganić lub odrzucić niczego z ich pism, nawet gdybyśmy odkryli, że nauczają inaczej aniżeli prawda, która z Bożą pomocą została osiągnięta przez innych lub przez nas samych. Oto jak odnoszę się do pism innych ludzi; pragnę też aby czytelnik postępował tak samo z moimi pismami.’” („Druga homilia o ogniu czyśćcowym”).

Tak więc ostatnie słowo o błogosławionym Augustynie wypowiedział on sam; Cerkiew Prawosławna w ciągu wieków traktowała jego pisma dokładnie tak, jak on sam sobie tego życzył.


VIII. Opinie o Błogosławionym Augustynie w czasach współczesnych

Prawosławni Ojcowie czasów współczesnych wciąż postrzegają błogosławionego Augustyna w ten sam sposób, co św. Marek z Efezu i nie ma wśród nich jakiejkolwiek rozbieżności wokół tej postaci. W Rosji, przynajmniej od czasów św. Dymitra z Rostowa (początek XVIII wieku) zwyczaj zwracania się do niego jako „błogosławionego Augustyna” był już bardzo rozpowszechniony. Powiedzmy teraz słówko o tym tytule.

W pierwszych wiekach chrześcijaństwa słowa „błogosławiony” używano w odniesieniu do człowieka prowadzącego bogobojne życie, mniej lub bardziej zamiennie ze słowem „święty” lub „świątobliwy”. W tamtych wiekach nie przeprowadzano specjalnych „procesów kanonizacyjnych”, o zaliczeniu do grona „błogosławionych” decydował raczej powszechny kult. Tak więc św. Marcin z Tours (IV wiek), niekwestionowany święty i cudotwórca, wspominany jest przez pisarzy wczesnochrześcijańskich, takich jak na przykład św. Grzegorz z Tours (VI wiek) czasami jako „błogosławiony” (beatus), czasami jako „święty” (sanctus). I tak w V wieku św. Faustus z Lerynu pisał o Augustynie „wielce błogosławiony” (beatissimus), w VI wieku św. Grzegorz Wielki pisał „błogosławiony” (beatus) i „święty” (sanctus), w IX wieku św. Focjusz pisał „święty” (agios); te różne tytuły oznaczają tutaj to samo: wszyscy uważali Augustyna za należącego do grona wybitnych świętych Kościoła z powodu swojej świętości i nauczania. W przeciągu tych wieków na Zachodzie ustanowiono święto na jego cześć; na Wschodzie (gdzie nie ustanawiano świąt dla świętych Zachodu) był on po prostu uważany za Ojca Kościoła Powszechnego.

Do czasów św. Marka z Efezu słowa „błogosławiony” zaczęto używać w stosunku do Ojców o nieco mniejszym autorytecie niż najwięksi Ojcowie; i tak pisze on „błogosławiony Augustyn” w przeciwieństwie do „Boskiego Ambrożego”, podobnie mamy u niego „błogosławionego Grzegorza z Nyssy” i „Grzegorza Teologa, wielkiego wśród świętych”; nie jest on jednak bardzo konsekwentny w tej terminologii.

Ale nawet w czasach współczesnych słowo „błogosławiony” pozostaje trochę nieprecyzyjne w swoim stosowaniu. W języku rosyjskim słowo „błogosławiony” (błażennyj) może odnosić się do wielkich Ojców, wokół których narosły pewne kontrowersje (Augustyn i Hieronim na Zachodzie, Teodoret z Cyru na Wschodzie), ale także do Jurodiwych – szalonych z powodu Chrystusa (kanonizowanych i niekanonizowanych) oraz w ogólności do niekanonizowanych świętych osób ostatnich wieków. Nie ma obecnie w Cerkwi Prawosławnej precyzyjnej definicji co oznacza słowo „błogosławiony” (w przeciwieństwie do katolicyzmu, gdzie istnieje osobny proces „beatyfikacji”) i każdy „błogosławiony”, który ma swoje własne miejsce w kalendarzu cerkiewnym (tak jak Augustyn, Hieronim, Teodoret oraz wielu szalonych dla Chrystusa) może być także nazwany „świętym”. W praktyce Cerkwi Rosyjskiej rzadko słyszymy o „świętym Augustynie”, a prawie zawsze o „błogosławionym Augustynie”.

W czasach współczesnych pojawiło się wiele tłumaczeń dzieł błogosławionego Augustyna w języku greckim i rosyjskim, stał się on przez to dobrze znany na prawosławnym Wschodzie. Z pewnością niektóre z jego dzieł, takie jak traktaty antypelagiańskie oraz dzieło O Trójcy, czytane są z wielką ostrożnością i rezerwą, taką samą z jaką prawosławni zwykli czytać św. Grzegorza z Nyssy O duszy i zmartwychwstaniu oraz kilka innych z jego pism.

Pod koniec XVIII wieku wielki rosyjski Ojciec, św. Tichon z Zadońska, cytuje pisma błogosławionego Augustyna (głównie Monologi) na równi z pismami Ojców Cerkwi, pomimo że jego podstawowym źródłem patrystycznym byli oczywiście Ojcowie wschodni, a ponad wszystko św. Jan Chryzostom. Wyznania Augustyna zajęły poczesne miejsce wśród prawosławnych książek duchowych w Rosji, miały nawet decydujący wpływ na porzucenie świata przez wielkiego pustelnika z początku XIX wieku, Jerzego z Zadońska. Jako młody człowiek służył on w wojsku, ale coraz bardziej odsuwał się od spraw światowych, szykując się do wstąpienia do monasteru. Nagle spodobała mu się córka pewnego pułkownika i zdecydował się poprosić o jej rękę. Pamiętając jednak o swojej pierwszej miłości tzn. o decyzji o porzuceniu świata, popadł w wielką rozterkę i trudny do rozstrzygnięcia dylemat, który udało mu się rozwiązać poprzez odwołanie się do ksiąg patrystycznych, które wówczas czytał. Oto jak sam opisuje te chwile: „Zdecydowałem się otworzyć książkę, która leżała przede mną na stole, myśląc sobie: Zrobię cokolwiek co mi ona powie, gdy ją otworzę. Otworzyłem Wyznania Augustyna. Przeczytałem: ‘Kto nie ma żony, troszczy się o to, co Boże, jak by się Bogu podobać. A kto jest żonaty, troszczy się o rzeczy światowe, jak by się podobać żonie’. Jakże trafna wypowiedź! Co za różnica! Teraz pomyśl spokojnie, wybierz drogę lepszą, nie ociągaj się, decyduj, idź; nic cię nie zatrzymuje. Zadecydowałem. Moje serce napełniło się niewypowiedzianą słodyczą. Wydawało się, że mój umysł całkowicie pogrążył się w niebiańskiej ekstazie.”* To doświadczenie bardzo przypomina moment nawrócenia samego błogosławionego Augustyna, który dzięki Bożemu natchnieniu postanowił otworzyć Listy św. Pawła z zamiarem dokładnego wypełnienia przesłania z pierwszego fragmentu tekstu, na którym spoczną jego oczy (Wyznania, VIII, 12). Trzeba tutaj podkreślić, że duchowy świat błogosławionego Jerzego z Zadońska był całkowicie światem świętych Ojców Cerkwi Prawosławnej, co wiemy z lektur, które czytał: Żywoty świętych, św. Bazylego Wielkiego, św. Grzegorza Teologa, św. Tichona z Zadońska, komentarze patrystyczne do Pisma Świętego.

We współczesnej Cerkwi Greckiej sytuacja jest bardzo podobna. XVIII-wieczny teolog grecki Eustratius Argenti w swoich antykatolickich traktatach, jak na przykład Traktat o przaśnym chlebie, powołuje się na Augustyna jako na patrystyczny autorytet, ale zaznacza też, że Augustyn jest jednym z Ojców, którzy popadli w pewne błędy, jednak bez najmniejszej wątpliwości nie przestał być on Ojcem Cerkwi.

Pod koniec XVIII wieku św. Nikodem ze Świętej Góry umieścił żywot błogosławionego Augustyna w Synaxarionie, czyli zbiorze Żywotów Świętych, gdyż do tej pory Augustyn nie był zamieszczony we wschodnich kalendarzach czy antologiach Żywotów Świętych. Samo w sobie nie było to niczym szczególnym, gdyż Augustyn był jednym z wielu setek imion, które św. Nikodem dodał do bardzo niekompletnego Prawosławnego Kalendarza, powodowany gorliwością, aby oddawać cześć świętym Bożym. W wieku XIX Cerkiew Rosyjska kierując się podobną gorliwością, wzorując się na Synaxarionie św. Nikodema, również umieściła imię Augustyna w swoim kalendarzu. Nie był to żaden rodzaj „kanonizacji” błogosławionego Augustyna, gdyż na Wschodzie zawsze był on uważany za świętego Ojca; była to jedynie kwestia uzupełnienia cerkiewnego kalendarza; jest to proces, który trwa do dziś.

W XX wieku imię błogosławionego Augustyna można znaleźć w każdym ogólnie obowiązującym prawosławnym kalendarzu, zazwyczaj pod datą 15 czerwca (razem z błogosławionym Hieronimem), ale czasami też pod datą odejścia z tego świata 28 sierpnia. Cerkiew Grecka czci Augustyna z dużo mniejszą powściągliwością niż robi to Cerkiew Rosyjska, co możemy zauważyć na przykładzie oficjalnego kalendarza jednej ze współczesnych „starokalendarzowych” Cerkwi Greckich, gdzie nie nazywa się go „błogosławionym Augustynem” tak jak w kalendarzu rosyjskim, ale „świętym Augustynem Wielkim” (agios Augustinos o megas).

Cerkiew Rosyjska jednakże darzy tego świętego ogromną miłością, nawet jeżeli nie przyznaje mu tytułu „wielki”. Arcybiskup Jan Maksymowicz, gdy został biskupem diecezji w Zachodniej Europie, dokładał wszelkich starań aby okazywać mu wyjątkową cześć (razem z wielu innymi zachodnimi świętymi); zlecił on nawet napisanie specjalnego nabożeństwa na cześć błogosławionego Augustyna (które dotychczas nie istniało w słowiańskiej Minei); nabożeństwo to zostało oficjalnie przyjęte przez Synod Biskupów Rosyjskiej Cerkwi Za Granicą pod przewodnictwem Metropolity Anastazego. Arcybiskup Jan odprawiał to nabożeństwo co roku w dzień wspomnienia błogosławionego Augustyna, bez względu na to, gdzie akurat się znajdował.

W czasach współczesnych być może najbardziej wyważoną krytyczną ocenę postaci błogosławionego Augustyna przedstawił Arcybiskup Filaret z Czernihowa w swojej Patrologii, z której cytowaliśmy już powyżej kilka razy. „Wywarł on przeogromny wpływ na epokę jemu współczesną oraz na czasy późniejsze. Jednak w dużej mierze pozostał niezrozumiany, po części dlatego, że sam nie potrafił precyzyjnie wyrazić swoich myśli, prowokując w ten sposób do dyskusji”. „Mając logiczny umysł oraz wielkie serce, nauczyciel z Hippony nie posiadał jednak w tym samym stopniu zmysłu metafizycznego; w jego dziełach wiele jest inwencji, jednak mało oryginalnych myśli, dużo jest logicznej ścisłości, jednak nie za wiele prawdziwie wzniosłych idei. Nie można go też posądzać o staranne wykształcenie teologiczne. Augustyn pisał o wszystkim, tak jak Arystoteles, ale jego wspaniałe dzieła były tylko metodycznymi badaniami różnych dziedzin, gęsto przeplatanymi refleksjami moralnymi… Największą jego zaletą jest głęboka, szczera pobożność, którą są przepełnione wszystkie jego pisma.” Wśród jego pism moralnych, arcybiskup Filaret najbardziej ceni Monologi oraz traktaty, listy i homilie o konieczności podjęcia wysiłków ascetycznych i zdobywaniu cnót, o trosce o zmarłych, o modlitwie do świętych, o świętości relikwii, i oczywiście jego słynne Wyznania, „które bez wątpienia mogą poruszyć każdego do głębi duszy przez szczerość skruchy, i ogrzać każdego ciepłem miłości, która jest tak nieodzowna na drodze do zbawienia.”

„Kontrowersyjny” aspekt dogmatycznych dzieł błogosławionego Augustyna czasami bierze górę i skupia na sobie dużo większą uwagę niż aspekt moralny, który jest z reguły pomijany. Jednak największą wartością dla człowieka współczesnego jest to, że Augustyn w wielkim stopniu jest Ojcem prawosławnej pobożności, którą był wypełniony po brzegi. Współcześni naukowcy rzeczywiście są często zaskoczeni, że taki „gigant intelektu” okazuje się „typowym dzieckiem swojej epoki, nawet w sprawach o których go nie posądzaliśmy”, gdyż „dość nieoczekiwanie Augustyn doskonale wpisuje się w krajobraz pełny snów, diabłów i duchów”, co oznacza przyzwolenie na cuda i wizje „objawiające łatwowierność, która obecnie wydaje się nie do przyjęcia.”* Tutaj błogosławiony Augustyn rozstaje się z „wyrafinowanymi” współczesnymi studentami teologii; jednak pozostaje w jedności z prostym prawosławnym ludem, jak również ze świętymi Ojcami Wschodu i Zachodu, którzy bez względu na różne swoje niedociągnięcia czy różnice w formułowaniu doktryn wiary, mieli to samo chrześcijańskie serce i duszę. To właśnie czyni z niego niekwestionowanego ortodoksyjnego Ojca Kościoła i kładzie nieprzebytą przepaść pomiędzy nim a wszystkimi jego heterodoksyjnymi „uczniami” ostatnich wieków. Jednak jest Augustyn wciąż bardzo blisko każdego, kto przylgnie do prawdziwego chrześcijaństwa, świętego Prawosławia czasów współczesnych.

Jednak także wiele stwierdzeń doktrynalnych błogosławionego Augustyna objawia go jako nauczyciela prawosławnego. Zwłaszcza należy tutaj wspomnieć o jego nauczaniu dotyczącym millennium z Apokalipsy św. Jana. W krótkim czasie po przyjęciu chrześcijaństwa, Augustyna pociągały pewne duchowe formy chiliazmu, jednak w wieku dojrzałym stał się jednym z głównych przeciwników tej herezji, która uwiodła tak wielu heretyków, zarówno w czasach starożytnych jak i współczesnych, którzy odczytują tekst Apokalipsy w sposób zbyt dosłowny, niezgodnie z Tradycją Cerkwi. W interpretacji prawosławnej, której nauczał błogosławiony Augustyn, „tysiąc lat” (Ap 20:1-6) jest całością czasokresu pomiędzy pierwszym i drugim przyjściem Chrystusa, gdy diabeł rzeczywiście został „związany” (w znacznym stopniu ograniczony w swojej mocy zwodzenia ludzi wierzących), a święci królują razem z Chrystusem w pełnym łaski życiu Kościoła (Miasto Boga, rozdz. 7-9).

W ikonografii cechy wyróżniające błogosławionego Augustyna są dość wyraźne. Jedna z najwcześniejszych zachowanych jego ikon to VI-wieczny fresk w Bibliotece Laterańskiej w Rzymie, który niewątpliwie powstał na podstawie portretu namalowanego za życia Augustyna; ta sama wyniszczona, ascetyczna twarz oraz rzadka broda pojawia się na ikonach z VII wieku, przedstawiających go w towarzystwie błogosławionego Hieronima i świętego Grzegorza Wielkiego. Ikona z XI-wiecznego rękopisu z Tours jest bardziej wystylizowana, jednak wciąż wzoruje się na tym samym pierwowzorze. Późniejsze malowidła zachodnie utraciły już kontakt z tymi wcześniejszymi przedstawieniami (co dotyczy obrazów większości starożytnych świętych Zachodu), ukazując go jedynie jako średniowiecznego lub współczesnego łacińskiego dostojnika kościelnego.


IX. Słowo o współczesnych krytykach Błogosławionego Augustyna

W teologii prawosławnej XX wieku obserwujemy zjawisko nazywane „odnową patrystyczną”. Bez wątpienia jest w tym zjawisku dużo elementów pozytywnych. Mnóstwo prawosławnych książek ostatnich wieków przedstawiało pewne doktryny posługując się w dużym stopniu zachodnim (zwłaszcza katolickim) słownictwem i pojęciami, przez co nie mogły one poprawnie przedstawić nauki największych Ojców Prawosławia, zwłaszcza tych późniejszych (św. Symeona Nowego Teologa, św. Grzegorza Palamasa, św. Grzegorza z Synaju). XX-wieczna „odnowa patrystyczna” przynajmniej częściowo zlikwidowała te niedociągnięcia i uwolniła prawosławne uczelnie i seminaria od tych całkiem niepotrzebnych „wpływów zachodnich”, które były w nich obecne. Dokładniej rzecz ujmując jest to kontynuacja ruchu rozbudzającego prawosławną samoświadomość, który został zapoczątkowany na przełomie XVIII i XIX wieku przez św. Nikodema Hagiorytę, św. Makarego z Koryntu, błogosławionego Paisjusza Wieliczkowskiego, metropolitę Filareta Moskiewskiego oraz innych zarówno w Grecji jak i w Rosji.

Jest jednak również negatywna strona tej „odnowy”. Teologia XX wieku była i pozostaje w wielkiej mierze zjawiskiem „akademickim” z powodu swojej abstrakcyjności i oddalenia od zwykłego życia, jak również z powodu piętna przyziemnych namiętności współczesnego świata akademickiego – walki o pierwszeństwo, pyszałkowatości, zarozumiałości w krytykowaniu innych poglądów, tworzenia koterii czy też kręgów ludzi „światłych”, którzy są na bieżąco i którzy zawsze są świadomi, które poglądy są akurat „na czasie”, a które nie. Niektórzy studenci przejawiają ogromną nadgorliwość w tej „odnowie patrystycznej”, odnajdując „wpływy zachodnie” wszędzie, gdzie tylko popatrzą, stając się zjadliwymi krytykami całego „skażonego Zachodem” Prawosławia ostatnich kilku wieków, okazując przy tym bardzo pogardliwe podejście do wielu bardzo wybitnych nauczycieli prawosławnych tych wieków (włączając w to również wielu nauczycieli współczesnych, a także starożytnych) z powodu ich „zachodnich” odchyleń. Niestety ci „nadgorliwcy” nie są świadomi tego, że w ten sposób podcinają gałąź, na której sami siedzą, redukując nieprzerwaną Tradycję prawosławną do jakiegoś małego stronnictwa, w którym jakaś niewielka grupka uznaje (przypuszczalnie) wyłącznie dawnych „wielkich Ojców”. W takim przypadku „odnowa patrystyczna” niebezpiecznie zaczyna przypominać jakiś rodzaj protestantyzmu* .

Błogosławiony Augustyn w latach ostatnich stał się ofiarą tej negatywnej strony „odnowy patrystycznej”. Obecnie stale się powiększająca teoretyczna wiedza o prawosławnej teologii (w przeciwieństwie do teologii świętych Ojców, która była ściśle połączona z chrześcijańskim życiem) coraz bardziej napastliwie krytykuje błogosławionego Augustyna za jego teologiczne błędy. Niektórzy studenci teologii specjalizują się nawet w „zwalczaniu” Augustyna i jego teologii, nie pozostawiając najmniejszych złudzeń co do tego, czy można go jeszcze zaliczać do grona Ojców Cerkwi. Czasami tacy studenci znajdują się w otwartym konflikcie z prawosławnymi teologami „starej szkoły”, którzy w seminariach nauczali o pewnych niedoskonałościach teologii błogosławionego Augustyna, jednak akceptując go jako jednego z wielu Ojców i nie okazując mu jakiegoś wyjątkowego zainteresowania. Jest to podejście dużo bliższe prawosławnej wielowiekowej opinii o błogosławionym Augustynie, natomiast ci młodzi, teoretyczni teologowie, zamiast usprawiedliwiać niedociągnięcia i braki Augustyna (jak to robili wielcy Ojcowie z przeszłości) spowodowali przesadne ich podkreślanie, zapominając w swojej akademickiej „poprawności” o niezbędnej wewnętrznej pokorze i czystości, która cechuje autentyczny przekaz prawosławnej tradycji z ojca na syna (a nie jedynie z profesora na studenta). Popatrzmy na jeden z przykładów tego niewłaściwego traktowania błogosławionego Augustyna przez współczesnych studentów teologii.

Prawosławny kapłan i profesor na uczelni teologicznej, gdzie „odrodzenie patrystyczne” znajduje się w rozkwicie, daje wykład na temat różnic między mentalnością Wschodu i Zachodu. Podczas dyskusji o „katastrofalnych wypaczeniach chrześcijańskiej moralności” na współczesnym Zachodzie, w szczególności o fałszywym „purytanizmie” i poczuciu „doskonałości”, stwierdził on: „Nie mogę wyśledzić źródeł tych przekonań. Wiem tylko, że pojawiają się już u Augustyna, jeśli się nie mylę, stwierdza on w swoich Wyznaniach, że po swoim chrzcie przestały go niepokoić myśli nieczyste. Nie chciałbym tutaj kwestionować uczciwości Augustyna, jednak to jego stwierdzenie jest dla mnie absolutnie nie do przyjęcia. Podejrzewam, że napisał tak dlatego, że miał wcześniejsze pojęcie o tym, że gdy stanie się chrześcijaninem, to nie będzie mieć już żadnych nieczystych myśli. Tymczasem podejście wschodniego chrześcijaństwa było całkowicie odmienne” (The Hellenic Chronicle, 11 listopad 1976). Tutaj Augustyn stał się po prostu „kozłem ofiarnym” na którego można zwalić wszelkie nieprawosławne, albo „zachodnie”, poglądy; wszystko co jest zakorzenione na Zachodzie musi pochodzić od niego, jako źródła wszelkich potknięć i błędów! Na przekór wszelkim zasadom uczciwości i przyzwoitości ocenia się stan jego umysłu i przypisuje mu się najbardziej prymitywny sposób myślenia, jakiego nie można już znaleźć nawet u współczesnych konwertytów, którzy dopiero co przyjęli Prawosławie.

Oczywiście w rzeczywistości błogosławiony Augustyn nigdy niczego takiego nie stwierdził. W swoich Wyznaniach bardzo szczerze mówił o „ogniu żądz cielesnych”, które wciąż w nim były obecne, oraz o tym, „że jeszcze nie jestem wolny od tego rodzaju zła” (Wyznania, X, 30); a jego nauczanie na temat moralności seksualnej i o walce przeciwko pożądliwościom generalnie jest tożsame z nauką wschodnich Ojców tego czasu – jest to nauczanie, które rzeczywiście jest zupełnie inne od współczesnego zachodniego podejścia, które wykładowca słusznie uznał za błędne i niechrześcijańskie. (W rzeczywistości możliwe jest uwolnienie od pokus cielesnych przez specjalną łaskę, która została dana wielu Ojcom – na Wschodzie jak i na Zachodzie; patrz Historia Lausiaca, XXIX, gdzie pustelnik Eliasz z Egiptu, w wyniku odwiedzin anielskich nagrodzony został uwolnieniem od wszelkiej zmysłowości i mógł on stwierdzić: „Żadna namiętność już nie wdarła się do mych myśli.”)

Nie powinniśmy oczywiście nazbyt surowo osądzać takich wypaczeń „odrodzenia patrystycznego”; tak wiele jest obecnie nieodpowiednich i sprzecznych idei, a wśród nich naprawdę sporo obcych Cerkwi, które są dziś przedstawiane pod nazwą chrześcijaństwa, czy nawet Prawosławia, że łatwo można usprawiedliwić tych, których prawosławne poglądy i oceny czasem są niedostatecznie przemyślane, jeżeli naprawdę szczerze szukają oni czystości chrześcijańskiej wiary. To studium o błogosławionym Augustynie wyraźnie wykazuje, że właśnie takie było podejście prawosławnych Ojców w stosunku do tych, którzy w dobrej wierze popadli w jakieś błędy. Powinniśmy od tych Ojców nauczyć się wielkodusznego, tolerancyjnego i wybaczającego traktowania innych.

Jednak tam, gdzie trafiają się błędy, z pewnością trzeba starać się je usunąć; „wpływy zachodnie” czasów współczesnych powinny zostać zwalczone, a błędy starożytnych Ojców nie powinny być rozpowszechniane. Z całym szacunkiem dla błogosławionego Augustyna, bez wątpienia jego nauczanie pod wieloma względami było błędne: dotyczące Trójcy Świętej, o naturze łaski oraz inne doktryny; jego nauczanie nie było „heretyckie”, ale jednostronnie przerysowane, a my znamy wykłady prawdziwej i głębokiej wiary chrześcijańskiej jakie na te tematy dawali wschodni Ojcowie Cerkwi.

Do pewnego stopnia błędy nauki Augustyna są błędami zachodniej mentalności, która nie była w stanie uchwycić całości doktryny chrześcijańskiej tak głęboko, jak to się stało na Wschodzie. Św. Marek z Efezu napisał lapidarne spostrzeżenie skierowane do teologów łacińskich zgromadzonych we Florencji i Ferrarze, które można uważać za podsumowanie różnic między Wschodem a Zachodem: „Czy nie widzicie jak powierzchownie wasi nauczyciele traktują naukę i słowa, jak nie drążą do wewnątrz w poszukiwaniu całej pełni znaczeń, tak jak to czyni na przykład Jan Chryzostom i Grzegorz Teolog czy inni luminarze Kościoła?” („Pierwsza homilia o ogniu czyśćcowym”, rozdz. 8). Z pewnością wielu zachodnich Ojców, takich jak św. Ambroży z Mediolanu, św. Hilary z Poitiers, św. Kasjan, potrafili przeniknąć naukę chrześcijańską głęboko i w duchu wschodnim; jednak zasadnicza reguła jest taka, że to właśnie wschodni Ojcowie wykładali doktrynę chrześcijańską w sposób najpełniejszy i głęboki.

Jednak w żadnym razie nie mamy powodu do żadnego rodzaju „wschodniego triumfalizmu”. Nie szczyćmy się naszymi wielkimi Ojcami, abyśmy przez to nie stali się podobni do żydów szczycących się prorokami, których sami wcześniej ukamienowali (Mt 23:29-31). My, ostatni chrześcijanie, nie jesteśmy godni tego wielkiego dziedzictwa, które ci wielcy Ojcowie nam pozostawili; nie jesteśmy godni, aby podziwiać nawet z daleka ich wzniosłą teologię, której nauczali i według której żyli; my cytujemy naszych wielkich Ojców, ale sami nie posiadamy ich ducha. Można nawet sformułować ogólną zasadę, że zazwyczaj najgłośniej i bez miłosierdzia przeciw „zachodnim wpływom” i przeciw tym, których teologia nie jest „czysta” występują ci, którzy sami najbardziej skażeni są przez wpływy Zachodu, często w sposób nieoczekiwany i zaskakujący. Duch dyskredytowania wszystkich, którzy nie zgadzają się z jedynymi „poprawnymi” poglądami, czy to dotyczącymi teologii, czy ikonografii, służb cerkiewnych, życia duchowego czy jakiegokolwiek innego tematu, stał się dzisiaj bardzo powszechny, zwłaszcza wśród osób przyjmujących Wiarę Prawosławną, u których jest to szczególnie niestosowne i często pociąga za sobą opłakane skutki. Ale nawet wśród „prawosławnych ludzi” duch ten jest bardzo rozpowszechniony (oczywiście jako następstwo „zachodnich wpływów”!), jak to można było zauważyć w Grecji w niedawnej, nieszczęsnej próbie zaprzeczenia świętości św. Nektariusza z Pentapolis, wielkiego cudotwórcy naszego wieku, ponieważ prawdopodobnie w kilku miejscach nauczał on niewłaściwie.

Dzisiaj wszyscy prawosławni chrześcijanie, czy to na Wschodzie, czy na Zachodzie, jeśli są tylko wystarczająco uczciwi aby to przyznać, znajdują się w „zachodniej niewoli” dużo gorszej niż mógł to przewidzieć któryś z naszych wielkich Ojców. W poprzednich wiekach wpływy zachodnie mogły wpływać na jakieś teoretyczne sformułowania doktryny, która przez to została nietrafnie sprecyzowana, podczas gdy dzisiaj „zachodnia niewola” szczelnie otacza i często nadaje ton i ducha naszemu Prawosławiu, które często teoretycznie bywa „poprawne”, ale pozbawione jest prawdziwego chrześcijańskiego ducha, utraciło nie dający się określić smak prawdziwego chrześcijaństwa.

Bądźmy zatem bardziej pokorni, bardziej kochający i przebaczający w naszym podejściu do świętych Ojców. Pilnujmy tego, aby nasze mocne stanie w niezmiennej prawosławnej Tradycji nie dotyczyło tylko precyzji doktrynalnej ale przede wszystkim naszej miłości do ludzi, którzy nam ją przekazali, wśród których z pewnością znajduje się błogosławiony Augustyn, a także św. Grzegorz z Nyssy, pomimo swoich błędów. Przyjmijmy postawę naszego wielkiego Ojca Wschodu, św. Focjusza z Konstantynopola, i powtórzmy za nim „nie przyjmujmy ich nauk w tych obszarach, w których pobłądzili, ale przygarnijmy ludzi”.

Całe pokolenia prawosławnych chrześcijan mogą jeszcze wiele się nauczyć od błogosławionego Augustyna, przede wszystkim tego, jak pokonać zimny i nieczuły umysł, który obecnie pełni rolę wyłącznie precyzyjnego narzędzia, decydującego o „poprawności”. Są teraz „w modzie” wspaniałe nauki Filokalii; jednak jak wielu z tych, którzy czytają tę książkę przeszło najpierw elementarz szczerej pokuty, skruchy serca i prawdziwej prawosławnej pobożności, która oświetla każdą stronę sławnych Wyznań Augustyna? Ta książka, historia nawrócenia błogosławionego Augustyna, bez wątpliwości utraciła dzisiaj swoje znaczenie; tylko żarliwi neofici znajdują w niej wiele z własnej drogi wiodącej poprzez grzech i manowce błędów do Cerkwi Prawosławnej oraz odtrutkę na wiele współczesnych „pokus neofity”. Bez autentycznego ognia gorliwości i pobożności, który odnajdujemy w Wyznaniach, nasza prawosławna duchowość jest tylko udawaniem i drwiną, jest raczej przyjęciem ducha nadchodzącego antychrysta, razem z doktrynalną apostazją, która już nas otacza ze wszystkich stron.

„Ty sprawiasz sam, że sławić Cię jest błogo. Stworzyłeś nas bowiem jako skierowanych ku Tobie. I niespokojne jest serce nasze, dopóki w Tobie nie spocznie” (błogosławiony Augustyn, Wyznania, I, 1).


Dodatek I - Listy o. Seraphima Rose dotyczące błogosławionego Augustyna

29 września/12 października 1975

św. Cyriacus

Drogi Ojcze Igorze,

… Teraz na koniec coś, co nie jest prośbą, ale wyrazem naszej głębokiej troski o nasze obecne głoszenie Prawosławia. Ojciec N. w swoim ostatnim numerze „Witness” („Świadek”) jak zwykle bardzo pewny siebie znowu bezpodstawnie atakuje błogosławionego Augustyna. Wszyscy wiedzą o błędnej doktrynie błogosławionego Augustyna na temat łaski, ale dlaczego ten „fundamentalista” chce całkowicie zniszczyć kogoś, kto zawsze w prawosławnej tradycji uważany był za Ojca Cerkwi? O. Theodoritos bez wątpienia przemawiając w imieniu innych gorliwców z Grecji i ze świętej Góry, pisze nam, że oczywiście uznaje on Augustyna jako świętego, gdyż św. Nikodem ze świętej Góry też tak uczynił. Nasz Władyka Jan* * posiadał służbę napisaną na jego cześć i miał wielkie nabożeństwo do niego. Św. Nikodem umieścił go w naszym prawosławnym kalendarzu (podobnie jak Władyka Jan umieścił tam św. Patryka), a nasi rosyjscy Ojcowie z XIX wieku poszli w jego ślady. V Sobór Powszechny uznał Augustyna za autorytet teologiczny na równi ze św. Bazylim, św. Grzegorzem i św. Janem Chryzostomem, bez żadnych zastrzeżeń. Współcześni Augustynowi, którzy nie zgadzali się z nim (św. Wincenty z Lerynu, św. Jan Kasjan) poprawiając jego naukę zawsze wspominali jego imię z szacunkiem i z pewnością nie nazwaliby go „heretykiem”. Inni jemu współcześni, włączając wielkich Ojców, zawsze zwracali się do niego z największym szacunkiem. Powszechna Tradycja Cerkwi uważała go zawsze za świętego Ojca, pomimo pewnych wad w jego nauczaniu, podobnie jak w przypadku św. Grzegorza z Nyssy na Wschodzie. Skąd w takim razie ta dziwna „protestancka” nagonka głosząca, że Augustyn był heretykiem oraz potępiająca każdego, kto by się z tym nie zgodził? Bardzo nas to martwi, nie tak bardzo z powodu błogosławionego Augustyna (który w końcu jest Ojcem mniejszego kalibru od wielu innych), ale dlatego, gdyż przejawia się w tym niezdrowy duch podziału, który zagraża całemu angielskojęzycznemu Prawosławiu. Ojciec N. mówi mniej więcej tak: Jeżeli nie wierzycie dokładnie tak jak ojciec P., to nie jesteście prawosławni! Jeżeli polecasz XIX-wieczny katechizm (Władyka Jan zawsze go polecał naszym konwertytom), to jesteś łacinnikiem; jeśli czytasz Niewidzialną wojnę, znajdujesz się pod wpływami łacińskimi; jeśli odrzucasz wiarę w ewolucję (!), jesteś pod wpływem Zachodu!!!

Dzielimy się naszymi troskami z tobą, ponieważ jesteśmy naprawdę zniechęceni tym niezdrowym podejściem, które naprawdę jest żarliwością, nie opartą jednak na prawdziwym zrozumieniu (Rz 10:2). My, wraz z innymi, próbowaliśmy delikatnie porozumieć się z ojcem N. i ojcem P. w związku z tymi sprawami, ale mamy wrażenie, że nie jest możliwe żadne porozumienie, ponieważ na każdy temat zawsze tylko oni mają „rację”, są „ekspertami” i żaden inny pogląd jest nie do zaakceptowania…

Wybacz nam za obarczanie cię takimi sprawami. Bardzo chcielibyśmy poznać twoją opinię na ten temat. Czy jest jakiś sposób, aby ich odwieść od takiej lekkomyślności? Wygląda na to, że nie ma ani jednego „Rosjanina”, którego mogliby poważać, wszyscy znajdują się pod „wpływami Zachodu”. (Jest to schmemanizm!) Jak zmusić ich do zauważenia, gdy nie jest jeszcze za późno, że wszyscy powinniśmy być pokorni i nie uprawiać tylko naszej własnej „teologii”, że wszyscy znajdujemy się pod różnego rodzaju „wpływami Zachodu” (jest to wyraźnie widoczne w przypadku samego ojca N.), ale to nie powinno nikogo wykluczać z Prawosławia, przynajmniej tak długo, jak długo mozolnie usiłujemy poznać prawdę.

Prosimy o twoje modlitwy za nas

Z miłością w Chrystusie

Seraphim, mnich

17/30 marca 1976

św. Patryka z Irlandii

Drogi bracie w Chrystusie, Mikołaju,

Pozdrowienia w Zbawcy naszym Jezusie Chrystusie. Modlę się, abyś dobrze się miewał w czasie Wielkiego Postu i abyś był właściwie przygotowany na spotkanie Wielkiego Tygodnia i Zmartwychwstania naszego Zbawiciela. Pod względem duchowym jest to dla nas niezwykle bogata część roku, wypełniona długimi służbami, specjalnym, postnym trybem życia oraz czytaniami ze świętych Ojców. Przypuszczam, że wszystkie czytania są po rosyjsku, ale mam nadzieję, że jesteś w stanie wynieść z tej praktyki czytań na nabożeństwach jakąś korzyść. U nas czytaliśmy Drabinę, Historię Lausiaca, Abbę Doroteusza i żywoty Ojców [Vita Patrum] św. Grzegorza z Tours. Czytanie niektórych z tych książek corocznie w tym postnym czasie powoduje ich mocniejsze ugruntowanie w prawosławnej świadomości, zawsze można znaleźć w nich „nowe” treści, nieważne ile razy już były czytane, co oczywiście pokazuje jak tępi jesteśmy i jak bardzo potrzebujemy takich rzeczy.

Mam nadzieję, że pośród twoich licznych wykładów (modlimy się, aby przyniosły obfity owoc) odczuwasz także to coś, co nie może być bezpośrednio przekazane – smak prawosławnego życia i myśli, które ukryte są jakby „między wierszami”, szacunek dla dawnych pokoleń, które przekazały nam skarb Prawosławia, podejście do nauk świętych Ojców, które nie powinno być akademickie, ale praktyczne, i powinno dostrzegać głębokie znaczenie patrystycznej nauki ponad wszelkimi powierzchownymi „dysputami”. Patrystyczni „eksperci” z nowszych szkół tęsknią za tym, jest to wielka pokusa w naszej Cerkwi także teraz, odkąd wszyscy zostali dotknięci w większym lub mniejszym stopniu bezdusznym akademickim podejściem do Prawosławia. Ostatnio zauważyliśmy jak płytka okazała się dyskusja o błogosławionym Augustynie, jak zimne, wyrachowane podejście do niego może zarówno go łaskawie „akceptować”, jak też i „wyrzucić poza kalendarz” wyłącznie na podstawie abstrakcyjnych analiz jego nauki. Jednak prawdziwe prawosławne podejście każe nam przede wszystkim nie dowierzać jakimś abstrakcyjnym „teologicznym” poglądom i zapytać: Co myślą o tym nasi starcy? Co głosili ostatni Ojcowie? I biorąc z należnym szacunkiem pod uwagę ich opinie można zacząć składać dla siebie cały obraz. Ale „nowi teologowie” gdy usłyszą, ze jeden z ostatnich Ojców, św. Nikodem ze świętej Góry, czy nasz arcybiskup Jan miał wielkie nabożeństwo dla błogosławionego Augustyna, stwierdzają tylko z pogardą: „Oni znajdowali się pod wpływami Zachodu”, i wyrzucają ich doniosłe i ważkie opinie z całkiem „zachodnią” bezdusznością i głupotą. Każdy, kto ze zrozumieniem przeczyta Wyznania błogosławionego Augustyna, raczej nie będzie chciał „wyrzucić go z kalendarza”, gdyż odkryje w tej książce dokładnie tą płonącą gorliwość i miłość, której wszystkim nam dzisiaj brakuje w prawosławnym życiu! Przy okazji, przeczytałeś już tę książkę? Powinieneś. Arcybiskup Filaret z Czernihowa w swojej Patrologii napisanej w XIX wieku, gdy objaśniał dokładnie błędy błogosławionego Augustyna, nadal bardzo wysoko cenił tę książkę za jej ciepło i pobożność. Może „zachodniość” błogosławionego Augustyna czyni go bardziej odpowiednim dla nas w obecnych czasach, kiedy przesiąknięci jesteśmy Zachodem wraz z jego sposobem myślenia; a z pewnością pychą jest mniemanie, że należy czytać wyłącznie najlepsze „wschodnie” i „mistyczne” książki.

No tak, nie chciałem tak bardzo odbiegać od tematu. Ale przynajmniej wiesz, że myślimy o tobie i bardzo pragniemy, abyś jak najwięcej skorzystał z nauki w seminarium oraz z doświadczeń monastycznych. Ponad wszystko miej otwarte serce i naucz się być cokolwiek oddalony do wielu intelektualnych argumentów i prądów, które czynią tyle zamieszania w naszej Cerkwi. Napisz nam jak się miewasz. Módl się za nas, właśnie zaczęliśmy drukować książkę o życiu błogosławionego Paisjusza, co jest dla nas ogromnym zamierzeniem…

Z miłością w Chrystusie

Seraphim, mnich

13/26 czerwca 1981

św. Tryfillusa z Cypru

Drogi Ojcze Michale,

Chrystus jest wśród nas!

Dziękuję za Twój list. Szczerze się ucieszyłem widząc kogoś, kto ma podobny pogląd na błogosławionego Augustyna i kto chciałby robić coś więcej niż tylko go oskarżać (razem z tymi wszystkimi, którzy go szanują).

Prosisz o współpracę przy czymś, co nazywasz „starannymi badaniami” błogosławionego Augustyna. Naprawdę zastanawiam się nad wartością takich badań; dla kogoś kto chce wskazać źródło „zachodnich wpływów” na prawosławną teologię, takie dokładne analizy same w sobie wydają się być niesłychanie zachodnie!

Jeśli ta próba ma ukazać prawdziwe miejsce Augustyna w Cerkwi Prawosławnej to myślę, że Twoje podejście jest całkiem niewłaściwe. Zakładasz, że „my, współcześni” jesteśmy tymi, którzy mogą to zrobić, że my „wiemy lepiej” niż ktokolwiek z historii Prawosławia. Ja tak nie sądzę. Głęboko nie ufam wszystkim, którzy współcześnie piszą na tematy teologiczne, my znajdujemy się pod dużo większym „wpływem Zachodu” niż ktokolwiek wcześniej i im mniej jesteśmy tego świadomi, tym bardziej natarczywa staje się nasza „zachodniość”. Cały ten nasz zimny, akademicki, a często pogardliwy stosunek do teologii jest tak bardzo odległy od naszych Ojców, tak obcy dla nich. Uznajmy to i postarajmy się odrzucić naszą pewność siebie (mówię też o sobie samym).

Nie mam czasu (prawdopodobnie nie mam też źródeł), aby zbadać jak bardzo św. Focjusz czy św. Marek znali pisma błogosławionego Augustyna. Podejrzewam, że św. Focjusz przeczytał raczej niewiele poza spornymi tekstami, a św. Marek prawdopodobnie więcej (w rzeczywistości św. Marka można w pewnym stopniu uważać za pozostającego pod „wpływem” Augustyna, jeśli wytrwale się poszuka (!); jego uczeń Gennadiusz był przecież tłumaczem św. Tomasza z Akwinu na grekę). Bez wątpienia ich wielki respekt wobec Augustyna opierał się na powszechnym szacunku wobec niego, który obecny był od samego początku w Kościele, zwłaszcza na Zachodzie.

To doprowadza nas do jedynego ważnego zagadnienia, które wierzę, że można owocnie przeanalizować: Co Kościół zachodni sądził o błogosławionym Augustynie w tym czasie, gdy był jeszcze prawosławny? Zachód znał go jako jednego ze swoich Ojców, znał dobrze jego pisma, włączając w to również spory wokół nich. Co Ojcowie Zachodu, którzy byli w jedności ze Wschodem, myśleli o nim? Znamy opinię św. Kasjana, który zakwestionował (uprzejmie) naukę Augustyna o łasce, ale w innych kwestiach zaakceptował jego autorytet. Argumenty św. Wincentego z Lerynu biorą stronę nieumiarkowanych naśladowców Augustyna. W żadnym wypadku nie było mowy o „herezji” lub o kimś, kto by nie był w pełni prawosławny. Jeżeli już ktoś miałby zostać wrogiem Augustyna to św. Faustus z Lerynu, ale fakty świadczą o czymś zgoła przeciwnym. Św. Cezariusz z Arles, św. Grzegorz Wielki to wielbiciele Augustyna, jednak nie podejmują jego błędnych nauk o łasce. Nie wspominam tutaj wielu innych entuzjastycznych naśladowców Augustyna.

Jest tutaj szerokie pole do badań źródeł łacińskich, jednak żadne badanie nie może obalić oczywistego faktu (przynajmniej dla mnie), że prawosławny Zachód uznał Augustyna za Ojca. Jeśli jest on rzeczywiście „heretykiem”, to czyż cały Zachód nie zszedł na manowce razem z nim? Jestem pewien, że znajdziesz wystarczająco dużo oznak „zachodniej mentalności” na przykład u Grzegorza Wielkiego, aby zdyskwalifikować go jako Ojca i świętego w oczach wielu dzisiejszych prawosławnych uczonych, jest on jednak uznany za Ojca również na Wschodzie na podstawie jego powszechnej sławy na Zachodzie oraz na podstawie jego „Dialogów” (które, moim zdaniem, trudno jest zakwestionować jako książkę nieprawosławną).

Myślę, że „polowanie na czarownice” urządzone wokół nauki błogosławionego Augustyna pokazuje przynajmniej dwa główne błędy występujące u współczesnych prawosławnych uczonych, którzy go prześladują:

1. Głęboka niepewność własnej ortodoksyjności, zrodzona z niepewności naszych czasów, z oszustwa ekumenizmu oraz własnej, całkowicie zachodniej edukacji. Augustyn staje się „kozłem ofiarnym” – im mocniej go uderzysz tym bardziej udowodnisz, jak bardzo jesteś prawosławny!

2. Rozwijająca się świadomość sekciarska – atakując tak zawzięcie Augustyna, atakujemy nie tylko cały prawosławny Zachód wczesnych wieków chrześcijaństwa, ale również wielu wielkich prawosławnych myślicieli ostatnich wieków, także współczesnych. Mogę wymienić z imienia wielu biskupów w naszej Cerkwi, którzy rozumują w wielu kwestiach jak Augustyn, czy w takim razie oni są również heretykami? Myślę, że wielu z naszych walczących z Augustynem jest już blisko takiej konkluzji, a w ten sposób blisko rozłamu i utworzenia „prawosławnej” sekty, pyszniącej się poprawnością swoich intelektualnych poglądów…

Sam nie jestem wielkim wielbicielem nauki Augustyna. On rzeczywiście posługiwał się ową zachodnią „przesadną logiką”, której nie ma u wschodnich Ojców (ale tę samą „przesadną logikę” w dużym stopniu demonstrują obecnie krytycy Augustyna!). Jedyne co wydaje się być w nim rzeczą prawosławną i godną sympatii, to jego prawosławna uczuciowość, pobożność, miłość do Chrystusa, które tak mocno przebijają z jego dzieł niedogmatycznych, jak na przykład w jego Wyznaniach (rosyjscy Ojcowie bardzo cenią też jego Monologi). Aby zniszczyć Augustyna, jak to zamierzają współcześni jego krytycy, trzeba również zniszczyć tę pobożność i miłość do Chrystusa, gdyż są one zbyt „proste” dla dzisiejszych intelektualistów (nawet jeżeli twierdzą oni, że sami są „pobożni” na swój własny sposób). Dzisiaj jest to Augustyn, jutro (co już zaczyna się dziać) zaatakowani zostaną „prości” biskupi i kapłani w naszej Cerkwi. Ruch zwalczający Augustyna prze w kierunku rozłamu i dalszego nieporządku w Cerkwi Prawosławnej.

Załóżmy, że ktoś niepoprawnie wyjaśnia fragment Listu do Rzymian (Rz 5:12) i podobnie do Augustyna wierzy w przekazywanie grzechu pierworodnego; że niewiele wie o różnicach pomiędzy „transcendencją” a „ekonomią” Trójcy Świętej, i czasami myli te pojęcia. Czy to znaczy, że już nie jest prawosławny? Czy trzeba tak głośno trąbić o czyjejś „niepoprawności” w tych sprawach i okazywać pogardę (tę pogardę daje się odczuć bardzo mocno!) dla tych, którzy tak wierzą? W historii Cerkwi opinie podobne do tej, mimo, że nie zgadzały się z ogólnie przyjętymi w Cerkwi, nie powodowały prześladowań jako herezje. Uznając naszą ułomną ludzką naturę Ojcowie w przeszłości trzymali się najlepszych poglądów Cerkwi, a na tego typu prywatne poglądy spuszczali zasłonę milczenia, o ile nikt nie próbował ogłosić ich za jedyne prawdziwe i prawosławne.

Ja sam dużo bardziej obawiam się zimnych serc „poprawnych intelektualistów” niż jakichś błędów, które można znaleźć u Augustyna. Wyczuwam w tych oziębłych sercach dobry grunt do dzieła antychrysta (którego wyobrażenia o Chrystusie muszą być też zgodne z „poprawną teologią”!); u Augustyna zaś znajduję miłość Chrystusa.

Wybacz moją szczerość, ale myślę, że mnie rozumiesz. Mówiłem od serca i mam nadzieję, że nie roześlesz tego listu, aby mógł zostać zaszufladkowany i odrzucony, za jego niewątpliwe uproszczenia.

Niech Bóg zachowa nas wszystkich w Swojej łasce! Proszę pomódl się za nas.

Z miłością w Chrystusie

niegodny Seraphim, mnich

P.S. Pominąłem w powyższym liście jeden bardzo ważny aspekt, otóż nieumiarkowana krytyka Augustyna pokazuje ogromny brak zaufania do Ojców Cerkwi i dawnych biskupów, którzy uznawali w nim Ojca (włącznie z całym prawosławnym Zachodem do schizmy). Ten brak zaufania jest objawem chłodu współczesnych chrześcijańskich serc.


Dodatek II - Serce błogosławionego Augustyna

Niżej przytoczone są fragmenty Wyznań błogosławionego Augustyna, które o. Seraphim podkreślił w swoim egzemplarzu tej książki. Fragmenty te wskazują te cechy Augustyna, które o. Seraphim uważał za najbardziej cenne, oraz wykazują, że Augustyn był prawdziwym Ojcem prawosławnej pobożności oraz nauczycielem całkowitego nawrócenia i pokuty. (Przekład polski na podstawie: Święty Augustyn, Wyznania, w tłumaczeniu Zygmunta Kubiaka, Instytut Wydawniczy PAX, Warszawa 1987)

Niespokojne jest serce nasze, dopóki w Tobie nie spocznie.

Czymże Ty jesteś dla mnie? O, sprawić racz żebym to umiał wyrazić. I czym dla Ciebie jestem ja, że żądasz, abym Ciebie kochał, a jeśli nie chcę, gniewasz się na mnie, grozisz wielkimi nieszczęściami? Czyż małym nieszczęściem byłoby samo to, że nie kochałbym Ciebie? Ach, Panie Boże mój, ulituj się nade mną i objaw mi, czym jesteś dla mnie. Powiedz duszy mojej: „Zbawieniem twoim jestem”. Tak powiedz, abym usłyszał. Czeka na Twój głos dusza moja, przemów do niej, powiedz duszy mojej: „Zbawieniem twoim jestem”. Pobiegnę za tym głosem, pochwycę Ciebie, Boże! Nie odwracaj twarzy ode mnie. Umarłbym, aby nie umrzeć. Aby tę twarz zobaczyć!...

Ze skrytych oczyść mnie występków, Boże, i uchroń sługę Twego od obcych. Wierzę, dlatego też mówię – Ty wiesz, Boże. Czyż nie oskarżałbym siebie o występki przed obliczem Twoim, Boże mój?

Moje nieposłuszeństwo wobec starszych nie polegało na wybieraniu rzeczy lepszych. Jego źródłem była pasja zabawy, ambicja odnoszenia zwycięstw w różnych grach, jak też napawanie uszu przeróżnymi baśniami scenicznymi. Uszy tym bardziej tego pragnęły, im więcej miały podniety. Oczy moje z coraz większą ciekawością się otwierały na takie widowiska, bo były to… widowiska dorosłych.

Także tych, którzy Ciebie nie wzywają, uwolnij, by zaczęli wołać do Ciebie – i abyś ich uwolnił.

Zgubna przyjemność… odrywa nas od Ciebie.

Nie rozpoznałem tego wiru upodlenia w jaki byłem rzucony z dala od oczu Twoich.

Nieraz to i owo kradłem ze spiżarni albo ze stołu, bądź przez łakomstwo, bądź też żeby dać chłopcom… Czy to jest owa dziecięca niewinność? Nie, Panie! Zmiłuj się, Boże! To nie jest niewinność. Zamiast pedagogów i nauczycieli będą królowie i prefekci, zamiast orzechów, piłek i wróbli – złoto, majątki, służba, a istota rzeczy pozostaje, przenika do lat dojrzałych. Tylko że rózgi nauczycieli zastąpione są gorszymi karami…

Zło polegało na tym, że nie w Bogu, lecz w Jego stworzeniach, w sobie i w innych, szukałem radości, wzniosłości i prawdy. Tak zapadałem w cierpienia, w pomyłki, w błędy.

Przywołam teraz we wspomnieniu dawną obrzydliwość, ten jad, którym ciało zatruwa duszę – przywołam nie dlatego, jakobym go lubił, lecz po to, abym Ciebie umiłował, Boże. Właśnie przez miłość do miłości Twej przebiegam w gorzkim rozmyślaniu niegodziwe ścieżki mej przeszłości, abyś Ty dla mnie tym bardziej słodki się stał, błogości niezwodnicza, zasobna i bezpieczna. Ty, co mnie dźwigasz z tego rozproszenia, w jakim siebie roztrwoniłem, gdy od Ciebie jednego się odwróciwszy zagubiłem się wśród spraw tak wielu.

Jedyną moją troską było to, żeby kochać i być kochanym. Ale nie poprzestawałem wówczas na takim przywiązaniu duszy do duszy, jakim jest wyznaczony słoneczny krąg przyjaźni. Opary wyłaniające się z mętnych namiętności okresu dojrzewania osnuwały i zaciemniały moje serce tak bardzo, że już nie umiało odróżnić pogody umiłowania od mroku żądzy. Jedno i drugie kipiało razem w pomieszaniu, gnając niedojrzałą jeszcze duszę przez urwiska pożądań i pogrążając ją w topielach grzechów… kipiałem niegodziwymi czynami a Ty milczałeś. O, późno poznany przeze mnie!

Gdzież to ja byłem, na jak dalekie wygnanie odszedłem od błogości domu Twego w owym szesnastym roku życia, gdy opanowało mnie szaleństwo i obie ręce podałem żądzy, na którą nikczemność ludzka pozwala, a prawa Twoje nie pozwalają.

Nie muszę o tym mówić Tobie, Boże mój, lecz w Twojej obecności opowiadam rodzajowi memu, ludziom, tym choćby bardzo nielicznym, którym może wpaść w ręce niniejsza książka. Po co opowiadam? Po to, abyśmy razem – i ja, i wszyscy czytelnicy – zastanowili się nad tym, z jak głębokiej przepaści trzeba wołać do Ciebie. A cóż jest Ci bliższe niż skruszone serce żyjące wiarą?

Mój ojciec, kiedy pewnego razu w łaźni publicznej dostrzegł u mnie oznaki dojrzewania i młodzieńczego podniecenia, ucieszył się tak, jakby mu już zamajaczyła nadzieja wnuków, i opowiedział o tym matce. Był w upojeniu – w takim upojeniu, w jakim świat ten zapomniał o Tobie, swoim Stwórcy, i zamiast Ciebie umiłował Twe stworzenie. Świat bowiem upił się winem niewidzialnym swojej woli przewrotnej, zwróconej ku nizinom, a nie ku górze.

A ja zapragnąłem ukraść i ukradłem, bynajmniej nie biedą skłoniony, lecz tylko niedostatkiem uczciwości, wstrętem do niej i upodobaniem do występku. Ukradłem to, czego miałem już i tak za wiele, i to lepszego rodzaju. Zapragnąłem nie tej rzeczy, po którą wyciągałem złodziejską rękę, lecz samej tylko kradzieży, grzechu.

Oto serce moje, Boże mój, to serce, na które wejrzałeś miłosiernie, gdy było na dnie przepaści. Niech Ci teraz opowie co je skłoniło do tak bezinteresownego zła. Jak to się stało, że do zła skusiło mnie samo tylko zło. Wstrętne było, a kochałem je, kochałem zgubę moją, mój upadek. Nie to, ku czemu upadłem, lecz sam upadek kochałem.

Dorodne były te owoce. Ale to nie ich zapragnęła moja dusza nieszczęsna. Miałem przecież znacznie lepsze owoce i miałem ich pod dostatkiem. Te zerwałem tylko po to, żeby ukraść. Zerwane porzuciłem nasyciwszy się satysfakcją samego czynu złego. Jeśli nawet któryś z nich dotknął mego podniebienia, to smak nadawał mu występek.

Upadla się więc dusza, kiedy się od Ciebie odwraca i poza Tobą szuka tego, co w czystości i jasności może znaleźć tylko wtedy, gdy do Ciebie powraca.

Łasce to przypisuję Twej i miłosierdziu, że grzechy moje rozpuściłeś jak lód.

Jeśli zaś ktoś, powołany przez Ciebie, poszedł posłusznie za Twoim głosem i uniknął takiego zła, o jakim teraz czyta w moich wspomnieniach i wyznaniach, to niechże nie szydzi ze mnie. Bo podźwignął mnie z choroby ten sam Lekarz, dzięki któremu on wcale nie chorował czy raczej – lżej chorował. Niechże on równie gorąco, a może jeszcze goręcej kocha Ciebie, gdy widzi, że ta sama ręka, która mnie rozpętała z tak dotkliwej niemocy zła, sprawiła, że on takiej choroby w ogóle uniknął.

Ja zaś w młodości odstąpiłem od Ciebie, Boże mój, i zabłąkałem się, jakże daleko od Twojej ręki, która mogłaby mnie podtrzymać. I stałem się dla siebie ziemią jałową.

Jeszcze się nie zakochałem, a już kochałem samą myśl o zakochaniu. Odczucie, że czegoś mi brakuje, budziło we mnie wzgardę dla siebie samego za to, że nie dość mocno się starałem o usunięcie tego braku. Szukałem przedmiotu miłości. Samo bowiem kochanie kochałem, a gardziłem bezpieczeństwem, drogami bez wilczych dołów.

To było moim marzeniem: kochać i być kochanym wzajemnie, i radować się ciałem owej istoty kochającej. Strumień przyjaźni, z natury jasny i przejrzysty, zamąciłem mroczną, spokrewnioną z piekłem zmysłowością. A w tej niegodziwości byłem tak próżny, że chciałem uchodzić za człowieka wytwornego i bardzo kulturalnego. Pogrążyłem się też wreszcie w takim romansie, jakiego szukałem. Boże, Boże miłosierny, jakże gorzką żółcią pokropiłeś tę błogość – i jakąż dobroć mi przez to okazałeś. Byłem wtedy kochany wzajemnie i w ukryciu dałem się spętać łańcuchami wypełnienia. Ochoczo oplotłem siebie więzami udręki. Chłostany byłem żelaznymi, rozpalonymi prętami zazdrości i podejrzeń, lęku, gniewu i sporów.

W zwyczajnym porządku studiów natrafiłem wówczas na jedną z książek autora imieniem Cycero, którego styl podziwiają wszyscy bardzo, a jego ducha – już nie tak. Książka ta zawierała zachętę do filozofii, a nosi tytuł Hortensjusz. To właśnie ona zmieniła uczucia moje ku Tobie, Panie, zwróciła moje modlitwy, i nowe, odmienne wzbudziła we mnie życzenia i pragnienia.

Jak gorąco pragnąłem, Boże mój, o, jakże ja pragnąłem odlecieć od rzeczy ziemskich do Ciebie! A nie wiedziałem, co czyniłeś ze mną; w Twojej mocy jest mądrość. Umiłowanie zaś mądrości, jakie we mnie rozniecała ta książka, nosi greckie miano: filozofia.

Jeszcze nie znałem wówczas – Ty dobrze wiesz o tym, Światłości serca mego – tych słów Apostoła, ale już cieszyło mnie w owej książce przynajmniej to, że zachęcała nie do takiej czy innej sekty, lecz do umiłowania samej mądrości, jakabykolwiek ona nie była, do szukania jej, kroczenia jej drogami, uchwycenia się jej, przywarcia do niej z całej mocy. Zapalało mnie to, płonąłem. A żarliwość ta stygła we mnie tylko przez to, że nie było tam imienia Chrystusa. Dzięki Twemu miłosierdziu, bowiem to imię Syna Twego, mego Zbawcy, już z mlekiem matki moje serce w dzieciństwie wchłonęło w siebie pobożnie i bardzo głęboko przechowywało. I jeśli gdzieś brakło owego imienia, to choćby dzieło miało najwytworniejszą formę literacką i głosiło rzeczy prawdziwe, nie mogło porwać mnie całego.

Postanowiłem więc zbadać księgi pisma Świętego, sam się przekonać, co w nich się kryje. I oto widzę coś, co przekracza umysł pysznych, ale dzieciom też nie jest dostępne. Wchodzimy tam nad niskim progiem, a potem wznosi się nad nami wyniosłe sklepienie, spowite w tajemnice. Wówczas jeszcze nie dorosłem do tego, bym potrafił tam wejść i tak ugiąć karku, by móc wędrować przez tę dziedzinę. Nie odczuwałem cech Pisma Świętego w taki sposób, jak je teraz określam; raczej wydało mi się nie dość dostojne, gdy je porównywałem z monumentalną prozą Cycerona. Moja pycha nie chciała się pogodzić z właściwą Pismu miarą stylu. Brakowało mi też dostatecznej przenikliwości, abym się zdołał przedrzeć do głębi tych Ksiąg. Nie ma wątpliwości, że w miarę jak dziecko rośnie, Pismo rośnie z nim razem. Lecz ja w swej pysze nie chciałem być dzieckiem. Nadęty, wydawałem się sam sobie wielkim człowiekiem.

Bo przed Tobą płakała nad moją dolą wierna Ci matka moja, bardziej niż płaczą matki nad mogiłami dzieci. W świetle bowiem wiary i ducha, którego otrzymała z Ciebie, uważała mnie za umarłego. I wysłuchałeś ją, Panie, wysłuchałeś, nie pogardziłeś łzami, co rzęsiście spływały z jej oczu na ziemię w każdym miejscu, gdzie się modliła. Wysłuchałeś ją. Bo jakże inaczej można by wytłumaczyć ten sen, przez który udzieliłeś jej takiej pociechy, że zgodziła się mieszkać ze mną i jadać przy tym samym stole w naszym domu, czego w ostatnim okresie odmawiała, ze zgrozą odsuwając się od moich błędów bluźnierczych.

Ale pamiętam, że dałeś jeszcze jedną odpowiedź na jej modlitwy, tym razem przez usta Twego kapłana, pewnego biskupa, który życie spędził w Kościele i dobrze znał Twoje Księgi. Moja matka prosiła go, by zechciał ze mną porozmawiać i odeprzeć moje błędy: wybić mi z głowy złe przekonania, a zaszczepić poglądy właściwe. Ów biskup nieraz to czynił, gdy spotykał odpowiednich słuchaczy. Ale tej prośbie odmówił, co było – jak później zrozumiałem – na pewno rozsądne. Powiedział, że jeszcze nie dojrzałem do słuchania pouczeń. Szumiała mi bowiem w głowie nowość owej herezji, a wielu prostych ludzi udawało mi się zaskoczyć moimi sofizmatami, jak o tym ona sama biskupowi opowiedziała. „Zostaw go – rzekł – i tylko módl się za niego do Boga. Sam studiując odkryje, jak niedorzeczny to jest błąd i jak niegodziwa bezbożność… Zostaw mnie, idź w pokoju. Nie może to się stać, żeby syn takich łez miał zaginąć”. W późniejszych latach nieraz mi mówiła, że słowa te przyjęła jako orędzie z nieba.

W okresie owych dziewięciu lat, od dziewiętnastego do dwudziestego ósmego roku życia, zarówno sam byłem uwodzony, jak i innych wodziłem na manowce. Inni mnie oszukiwali i ja oszukiwałem innych pod wpływem różnych ambicji: publicznie tak zwanymi sztukami wyzwolonymi, w skrytości zaś tym, co bezprawnie nazywaliśmy religią. Tam byłem dumny, tu zabobonny, a wszędzie próżny.

Niech się śmieją ze mnie ludzie dumni, tacy, których jeszcze nie obaliłeś zbawiennie i nie ugodziłeś, Boże mój. Ja jednak ku Twojej chwale wyznaję te zawstydzające czyny.

Ale wiesz, Boże, że wolałem uczyć ludzi uczciwych, przynajmniej w takim stopniu uczciwych, jakich dziś można spotkać, i bez żadnych podstępnych zamiarów uczyłem ich retorycznych podstępów. Przewidywałem używanie tych kruczków nie w celu skazania niewinnego, lecz jeśli zajdzie taka potrzeba, w celu ocalenia winnego od wyroku. Z daleka ujrzałeś, Boże, jak tracę grunt pod nogami na tym zdradzieckim obszarze, ale też dostrzegłeś, jak poprzez gęsty dym przebłyskują iskierki mej wiary, która przejawiała się w tym, że chociaż nauczałem ludzi goniących, jak i ja, za marnością i szukających kłamstwa, jednak starałem się uczyć ich rzetelnie.

Wtedy ból zamroczył moje serce. Na cokolwiek patrzyłem, wszędzie widziałem tylko śmierć. Rodzinne miasto stało się dla mnie czymś niemożliwym do zniesienia, dom rodzinny – samym nieszczęściem. Wszystko, co przedtem było nam obu wspólne, teraz, bez niego, zmieniło się w straszną mękę. Wszędzie go szukały moje oczy, a nigdzie go nie było. Wszystkie miejsca, gdzie dawniej bywaliśmy razem, były mi nienawistne przez to, że jego tam nie było, że już mi te miejsca nie mogły zapowiadać: Zaraz przyjdzie! – jak to było wtedy, gdy na niego czekałem, kiedy żył. I stałem się sam dla siebie wielkim problemem. Pytałem mą duszę, dlaczego jest tak smutna i czemu tak strasznie mnie dręczy, a ona nie potrafiła mi na to odpowiedzieć… Koiły mnie tylko łzy, które stały się największym po owym przyjacielu ukochaniem mej duszy.

Czy mogę coś o tym usłyszeć od Ciebie, który jesteś samą prawdą? Czy mogę otworzyć uszy serca mego dla słów z Twoich ust, abyś mi powiedział, dlaczego płacz jest słodki dla nieszczęśliwych?

Nieszczęśliwy byłem, jak nieszczęśliwy jest każdy człowiek spętany przywiązaniem do rzeczy śmiertelnych, przeżywający straszne rozdarcie, gdy te rzeczy traci. Dopiero wtedy odczuwa nieszczęście, w którym był pogrążony już przedtem, zanim jeszcze te rzeczy utracił.

Mnie opanował dziwny nastrój, całkowicie przeciwny: życie mi ciążyło jak okropne brzemię, a jednocześnie bałem się śmierci.

Nie o Tobie myślałem, ale o jakimś nierzeczywistym widmie. Bóstwem mi było urojenie, a gdy w nim usiłowałem znaleźć dla mej duszy miejsce oparcia i spoczynku, nic jej tam nie mogło podtrzymać. Spadała przez próżnię i znowu mnie przygniatała. I pozostałem sam dla siebie owym miejscem nieszczęsnym, w którym nie mogłem przebywać i z którego nie mogłem też uciec. Dokądże bowiem miało moje serce uciec od siebie samego?

Błogosławiony jest człowiek, który kocha Ciebie, a przyjaciela w Tobie, nieprzyjaciela zaś ze względu na Ciebie. Tylko taki człowiek bowiem niczego, co jest mu drogie, nie utraci, bo wszyscy są mu drodzy w Tym, którego utracić nie można. A Tym jest któż inny, jeśli nie nasz Bóg, który niebo i ziemię stworzył i napełnia je swoją obecnością, bo właśnie przez takie napełnianie stworzył je?

Dokądkolwiek człowiek chciałby pójść – jeśli nie zwróci się do Ciebie, wszędzie go dopada i przygważdża cierpienie, choćby nawet chwytał się rzeczy pięknych, ale takich, które są poza Tobą i poza jego duszą.

Przynajmniej teraz, duszo moja, gdy już znużyłaś się kłamstwami, powierz Prawdzie to, co otrzymałaś od Prawdy, a niczego nie utracisz. Znowu zakwitnie to, co w tobie uwiędło, i uleczona będziesz ze wszystkich swoich chorób. Śmiertelne twoje ciało będzie naprawione i odnowione, i mocno z tobą związane, a gdy umrze, nie pociągnie cię z sobą do grobu, lecz przetrwa i pozostanie z tobą przed obliczem Boga, który trwa i pozostaje na zawsze.

Jeśli rzeczy materialne dają radość, Boga trzeba za to chwalić. Miłość zwróć nie ku nim, ale ku ich Stwórcy, bo inaczej – upodobania twoje sprawią, że ty nie będziesz się Jemu podobać. Jeśli podobają się dusze, trzeba je kochać w Bogu. Bo także dusze są zmienne, a w Nim osiągają trwałą równowagę. Inaczej – szłyby własną drogą ku nieistnieniu. W Nim trzeba je kochać. Porwij je z sobą ku Niemu – wszystkie, które zdołasz poruszyć – i powiedz im: Jego miłujmy, Jego! On to wszystko uczynił, a nie przebywa daleko od nas. Bo nie jest tak, że uczynił i odszedł. Od Niego pochodząc, te rzeczy w Nim istnieją. On jest wszędzie tam, gdzie odczuwamy smak prawdy. Przebywa w samej głębinie naszego serca, a serce odeszło od Niego, by błądzić po manowcach. Wróćcie, występni, do serca – uchwyćcie się Tego, który stworzył was! Trwajcie w Nim, a nic was nie zachwieje. Spocznijcie w Nim, a będziecie mieli spokój... Nawet teraz po zstąpieniu Życia, nie chcecie wznieść się razem z Nim i żyć? Dokądże jednak się wzniesiecie, skoro już jesteście na wyżynie i wasz głos bije w niebo? Zstąpcie najpierw, aby potem się wznieść – abyście mogli wstąpić ku Bogu. Upadliście bowiem wznosząc się przeciw Niemu. Powiedz o tym, duszo moja, innym ludziom – niech zapłaczą w dolinie łez – i tak porwij ich z sobą ku Bogu. Bo z Jego Ducha mówisz do nich, jeśli przemawiasz ogarnięta płomieniem czystej miłości.

Ów orator należał do tego rodzaju ludzi, których najgoręcej podziwiałem i którym pragnąłem dorównać. Unoszony pychą, płynąłem poddając się wszystkim wiatrom. A Ty sterowałeś mną w sposób, którego nikt pojąć nie zdoła.

Kiedy pisałem ową książkę miałem lat dwadzieścia sześć albo dwadzieścia siedem. Odurzając się fikcjami wywiedzionymi z materii nieświadomie czyniłem moje serce niezdolnym do usłyszenia głębokiej muzyki Twojej, do której jednak bardzo tęskniłem, o słodka Prawdo! Rozmyślając o pięknie i proporcji, pragnąłem znieruchomieć w zasłuchaniu i usłyszeć Ciebie, uradować się głosem Oblubieńca. A nie udawało mi się to. Bo głosy moich błędów wywoływały mnie na ulicę i pod brzemieniem pychy osuwałem się ku nizinom.

Dogodne było dla mojej pychy to przekonanie, że nie ciąży na mnie żadna wina, i że wtedy, gdy coś złego uczyniłem, nie muszę się z tego spowiadać – prosząc abyś uzdrowił duszę moją, bom zgrzeszył przeciw Tobie. Wolałem ją usprawiedliwiać, a oskarżać coś innego, co było ze mną, a mną nie było. W rzeczywistości to wszystko należało całkowicie do mnie i tylko moja bezbożność dokonywała takiego podziału i przeciwstawiała jedną część mego „ja” drugiej części. Grzech mój był tym trudniejszy do uleczenia, że nie uważałem siebie za grzesznika.

Zastałem tu Twego pobożnego sługę, biskupa Ambrożego; znany on był w całym świecie jako człowiek, któremu niewielu ludzi dorównywało dobrocią. Wymowne jego kazania hojnie udzielały ludowi tłustości Twego zboża, wesołości oliwy, trzeźwego upojenia, jakim darzy Twoje wino. Właśnie Ty przywiodłeś mnie do niego, chociaż się tego nie domyślałem wcale.

Gdy pilnie śledziłem jego kunszt krasomówczy, jednocześnie, bardzo powoli, zaczynało świtać zrozumienie, że on przecież prawdę mówi.

Postanowiłem pozostać katechumenem Kościoła Powszechnego aż do czasu, gdy mi zabłyśnie jakieś pewne światło, według którego będę mógł kroczyć naprzód.

Czyż to nie Ty stworzyłeś mnie, czyniąc mnie czymś odmiennym od zwierząt chodzących po ziemi i od ptaków unoszących się w przestworzu? Uczyniłeś mnie mądrzejszym od nich. A ja błądziłem po drogach mrocznych i śliskich. Wypatrywałem Ciebie w dali, a nie w sobie samym, i nie mogłem dostrzec Boga serca mego. Pogrążyłem się w głębinie morza. Straciłem wszelką wiarę i wszelką nadzieję znalezienia prawdy.

Przybywszy do mnie, znalazła mnie (moja matka) w stanie groźnego zwątpienia.

Kochała tego człowieka (Ambrożego) jak anioła Bożego, gdy dowiedziała się, że to właśnie dzięki niemu zdołałem dojść przynajmniej do tego stanu niepewności i zawieszenia. Nie miała wątpliwości, że muszę przez to przejść, bo tędy biegła dla mnie droga od choroby do zdrowia. Ale miałem jeszcze napotkać na tej drodze groźniejsze niebezpieczeństwo – podobne do tego, co lekarze nazywają kryzysem.

Jeszcze nie wznosiłem z głębi niedoli modlitw ku Tobie, żebyś mnie wspomógł. Pochłonięty byłem badaniem, umysł mój niecierpliwie dążył do rozstrzygnięcia osaczających go problemów.

Ale często tak się zdarza, że człowiek, który raz trafił na złego lekarza, potem boi się powierzyć nawet dobremu. Taki był stan mojej duszy, której nic oprócz wiary nie mogło uleczyć. A odrzucała to lekarstwo, bojąc się, że mogłaby uwierzyć w nieprawdę. Odsuwała się od Twoich rąk, w których przynosisz lekarstwo prawdziwej wiary, skrapiając nim wszystkie choroby świata, aby ustąpiły wobec jego mocy.

Nikt nie może być powściągliwy, jeśli Ty mu tego nie udzielisz. Udzieliłbyś mi na pewno, gdybym z głębi serca wołał do Ciebie i gdybym miał wiarę dostatecznie mocną, by moje troski Tobie powierzyć.

Powiadała mi (moja matka), że jakimś zmysłem, którego nie potrafi określić słowami, umie zawsze odróżnić Twoje objawienia od swoich snów przyrodzonych.

W dużej grupie przyjaciół często rozmawialiśmy o naszym znużeniu zamętem i troskami życia. I byliśmy już niemal zdecydowani odsunąć się od tłumu i wieść spokojne życie na osobności. Zamierzaliśmy połączyć cały dobytek, jaki posiadaliśmy, i mieć wspólny fundusz, który by nam taką spokojną egzystencję umożliwił. W szczerej przyjaźni nie rozróżnialibyśmy, co należy do tego, a co do innego z nas. Wszystko miało należeć i do nas wszystkich, i do każdego z osobna. Spodziewaliśmy się, że ta społeczność będzie się składała z jakiejś dziesiątki ludzi… Potem jednak zaczęliśmy rozważać, czy nam na to pozwolą nasze miłe kobiety. Niektórzy z nas już mieli żony, inni zamierzali się ożenić. I wtedy cały ten tak pięknie obmyślony projekt rozpadł się nam w rękach: tak się rozsypał, że trzeba go było precz odrzucić.

Tobie cześć, Tobie chwała, Źródło miłosierdzia! W miarę jak się pogłębiała moja niedola, Ty byłeś coraz bliżej mnie. Chociaż o tym nie wiedziałem, już wyciągałeś rękę, aby mnie z bagna wydobyć i obmyć.